Rewolucja klikaczy

W awanturze wokół ACTA, spór o meritum staje się ofiarą psychologii tłumu. Cybernetycznego tłumu, który podlega tym samym regułom, które opisał Le Bon, w swojej ponadczasowej pracy „Psychologia tłumu”. Żyjemy w erze, w której wola zbiorowości zdominowała indywidualność. Protest, którego nośnikiem jest internet jest fascynującym zjawiskiem socjologicznym.

Wiem, że sprawa ACTA nie jest pierwsza. Ubiegłoroczna, rewolucja arabska, zaczęła się w sieci, internet stanowił spirytus movens ruchu oburzonych, ostatnie protesty przeciw fałszerstwom wyborczym w Rosji też mają swoje źródło w sieci. Z własnego podwórka pamiętamy, że genezą Ruchu Palikota była inicjatywa podjęta w sierpniu 2010 roku na Facebooku, w kontrze do obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Ale te zagraniczne akcje nie dotyczyły nas bezpośrednio, więc nie mogliśmy poczuć jak to działa, a „Akcja krzyż” miała niewielki, lokalny zasięg, choć została nagłośniona przez media. Pospolite ruszenie w sprawie ACTA to nieporównywalnie większa skala zjawiska. Pokazuje, jak w imię nośnej idei łatwo wyzwolić stadny odruch obronny uczestników sieci. Zwłaszcza, że cybernetyczny bunt stał się modny. Mało kto rozumie istotę problemu, ale żeby być cool, trzeba przyłączyć się do protestu, którego emanacją jest zbiorowe klikanie na Facebooku i innych portalach społecznościowych. Ochoczo przyłączyła się też blogosfera. Od trzech dni rozkwita plaga pustych wpisów na blogach, zawierających adnotację, że notki nie będzie, bo autor protestuje przeciw ACTA. Zważywszy, że blogerzy blogują dla przyjemności, taki protest przypomina postępowanie w myśl zasady „na złość mamie odmrożę sobie uszy”. Ale jakie to wygodne, kiedy można zostać buntownikiem nie ruszając się z fotela. Wcześniej, żeby się zbuntować trzeba było przynajmniej pokłócić się z rodzicami o pryncypia albo oflagować w zakładzie pracy. Teraz wystarczy kliknąć myszą w odpowiednim miejscu i cisnąć jakieś grube słowo o sile rażenia butelki z benzyną, by zyskać wrażenie, że zmienia się świat.

Ale jest coś co nie pozwala tego buntu wykpić. Ten wirtualny tłum wyzwala energię zdolną bardzo szybko zmaterializować tłum realny, skandujący hasła na ulicy. Przecież cała sprawa zaczęła się zaledwie parę dni temu od blokady stron internetowych kilku instytucji rządowych przez hakerów z grupy „Anonymous”, a dzisiaj fala antyrządowych manifestacji przetoczyła się przez kilkanaście polskich miast, wyprowadzając na ulice, łącznie, kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi. Nie obyło się bez aktów wandalizmu i agresji. Władze są wyraźnie zagubione wobec tych akcji. Miotają się. Raz bagatelizując, innym razem karcąc z ojcowską surowością, wydają się nie doceniać siły jaka tkwi w takich inicjatywach. To nie są demonstracje pod auspicjami partii politycznych, związków zawodowych czy branżowych grup interesu, gdzie wiadomo kim są organizatorzy protestu i jak z nimi gadać. Cybernetyczny tłum ma wirtualnych przywódców. Tym razem rozejdzie się po kościach, ale w przyszłości taki ruch może istotnie wpłynąć na kształt politycznej sceny. Donald Tusk ma wielkie szczęście, że do kolejnych wyborów daleko, jest więc sporo czasu na nauką. Ten kto będzie potrafił wykorzystać cybernetyczny tłum dla swoich celów zyska olbrzymi atut.

Hipokrytes


MinusPlus (Brak ocen)

Ładowanie ... Ładowanie ...

<!---->





Open all references in tabs: [1 - 7]

Leave a Reply