Temu damy, temu nie

Światowy Dzień Pomocy Humanitarnej

Temu damy, temu nie

PowiększAdrian Wjcik

Jest w tym pewna ironia. Światowy Dzień Pomocy Humanitarnej, który ma celebrować ludzki odruch udzielania pomocy innym tylko dlatego, że też są ludźmi, został ustanowiony przez Organizację Narodów Zjednoczonych dla upamiętnienia zamachu na placówkę ONZ w Bagdadzie w 2003 r. Porzucając jednak ironię: pomoc humanitarna jest bardzo ważną kwestą. Szacuje się, że co roku do ofiar różnego rodzaju katastrof trafia w ten sposób około 5 miliardów dolarów. Z czego ok. 60 proc. środków przeznaczane jest na pomoc bezpośrednio po sytuacji kryzysowej, a więc wtedy, kiedy pomoc jest najbardziej potrzebna. Dlaczego ludzie angażują się w tego typu dobrowolne zachowania? Poza wewnętrznym poczuciem zrobienia czegoś dobrego, działaniu takiemu nie towarzyszy zwykle żadna nagroda. Nie oczekujemy za nie wzajemności, która jest jednym z najsilniejszych motywów stojących za udzielaniem pomocy. Nie oczekujemy przecież, że anonimowe dla nas ofiary katastrof spowodowanych działaniami człowieka czy siłami natury, otrzymujące od nas datki lub żywność odeślą nam zwrotnie z Japonii lub Afryki przesyłkę z kocami, gdy na przykład wyleje Odra.

Oczekujemy jednak od nich czegoś innego – dostarczenia nam przekonania, że nasze działania są słuszne, sensowne i zgodne z naszą wizją świata. Wyniki badań pokazują na przykład, że znacznie chętniej angażujemy się w udzielanie pomocy osobom, którym nie przypisujemy odpowiedzialności za ich stan.  Wolimy więc raczej pomóc ofiarom katastrof naturalnych niż tych wynikających z działalności człowieka. Dzieje się tak m.in. dlatego, że – jak pokazują wyniki badań brytyjskich zespołu prof. Hanny Zagefki – ofiary katastrof naturalnych nie są postrzegane jako winne własnemu nieszczęściu. Utrudnia to w ich przypadku uruchomienie jednego z podstawowych mechanizmów psychologicznych – tzw. wiary w sprawiedliwy świat, przekonania, że ludzi spotyka to, na co zasługują. W przypadku ofiar katastrof spowodowanych przez człowieka mechanizm ten może być aktywizowany o wiele łatwiej. A skoro ofiary są same sobie winne, dlaczego mielibyśmy im pomagać?

Z drugiej strony – jak pokazują wyniki naszych badań prowadzonych w Polsce – istnieją osoby, które mogą powstrzymywać się od pomocy ofiarom katastrof naturalnych ze względu na swoje przekonania o środowisku naturalnym – wierzące w mądrą matkę-naturę. Ta spersonifikowana wizja natury (a w zasadzie Natury), zakłada, że jest ona w stanie karać tych, którzy szkodzą środowisku i pośrednio nam wszystkim. Katastrofa naturalna w takiej wizji świata jest sprawiedliwą karą, jaką wymierza środowisko naturalne swoim prześladowcom. Badania prowadzone przez nas po tsunami w Japonii z 2011 r. i po huraganie Katrina, który dotknął Stany Zjednoczone w roku 2012, pokazały, że osoby wierzące w sprawiedliwą matkę naturę mniej chętnie przekazują datki na cele humanitarne, chętniej zaś na poprawę stanu środowiska naturalnego. Podobne wyniki uzyskali również badacze włoscy z Uniwersytetu w Mediolanie. W ich badaniach osoby przypisujące naturze cechy ludzkie mniej chętnie angażowały się w działania humanitarne kierowane do osób, które były postrzegane jako szkodzące środowisku.

Od ofiar katastrof humanitarnych, którym decydujemy się pomóc, oczekujemy również, że nie pozostaną bierne, i że będą starały się same sobie pomóc. Przekazywanie im datków podtrzymuje wówczas zarówno wiarę w sprawiedliwy świat, jak i nasze przekonania o własnej racjonalności. Pomoc osobom biernym nie ma przecież sensu, ponieważ i tak jej nie wykorzystają. Dla niektórych grup może być to szczególnie ważnym motywem wpływającym na chęć angażowania się w pomoc humanitarną. Badania amerykańskie pokazały, że szczególnie ważne jest to dla konserwatystów, którzy udzielają pomocy zwłaszcza, gdy dostrzegają działania ofiar, aby samym sobie pomóc.

Wskazuje to również, jak bardzo istotna jest rola mediów. Przez pokazanie osób dotkniętych skutkami katastrof albo jako bezwolnych ofiar kataklizmu, albo jako aktywnie mu przeciwdziałających, media mogą silnie wpływać na globalną wielkość i zasięg pomocy humanitarnej. Ponieważ jednak bycie ofiarą może wyzwalać bezradność, o obrazy pogrążonych w bierności ofiar nietrudno. I tak kółko się zamyka – tym, którzy sami nie chcą sobie pomóc, my sami także mniej chętnie pomagamy, a to podtrzymuje bezwolność ofiar. Ważny jest więc pierwszy krok – z naszej strony, ze strony tych, którzy mają lepiej.

Współpraca: dr Aleksandra Cisłak

 

Zamknij



Leave a Reply