Psychologia w służbie muzyki

Okazuje się, że każdy z nich musiał poddać się psychoterapii. Gabriel od dziecka wychowywany w prywatnych szkołach, zawsze cierpiał na „głód uczuć”. Początkowo wydawało się, że znajdzie je w rodzinie. Ale nie udało się – uwikłał się w długoletni romans z amerykańską aktorką Rosanną Arquette, potem szukał spełnienia w ramionach innych kobiet.

W końcu rozstał się z żoną.

To wszystko sprawiło, że przez wiele lat brał udział w terapii grupowej. Pomogła mu ona poskładać życie w całość. Ale zapłacił za to wysoką cenę. Po terapii nie odnalazł w sobie miejsca na artystyczną kreatywność.

Townshend przyznaje w swej autobiografii, że był w dzieciństwie molestowany seksualnie. To sprawiło, że początkowo miał duże trudności w nawiązywaniu kontaktów z kobietami. W końcu trafił na odpowiednią osobę. Rockowe życie upomniało się jednak o gitarzystę The Who: artysta pogrążył się w alkoholowym nałogu, potem w kokainie, czemu towarzyszyły kolejne związki z innymi kobietami.

Poszukiwał też duchowości. Znalazł ją w naukach hinduskiego guru Mehera Baby. Nie pomogły mu one jednak uporać się z wewnętrznymi demonami. Długotrwała psychoterapia sprawiła, że znalazł spokój – ale też wyciszył muzyczną działalność.

No i wreszcie Osbourne. Trochę prostak, zakompleksiony na punkcie swego wyglądu, od początku dodawał sobie odwagi alkoholem. Gdy doszły do tego narkotyki, pogrążył się w paranoi. Uratowało go małżeństwo z Sharon Arden, słynną menedżerką rockową, która złapała Ozzy’ego w stalowy uścisk, dzięki czemu odbudował swą karierę i zachował zdrowie.

Nie obyło się bez kryzysów – pewnego razu Osbourne został nawet aresztowany za próbę zabójstwa żony. Kiedy dwa lata temu powrócił z Black Sabbath na scenę, znów zaczął bratać się z alkoholem i narkotykami. Nie pomogła Sharon, nie pomogli terapeuci.

Lektura rockowych biografii jest bardzo pouczająca: nasi idole jawią się nam wtedy jako rozdarci ludzie. Pełni problemów, uzależnień, kompleksów. Czy taka jest zawsze cena talentu i sławy?

Leave a Reply