Psychologia tłumu, czyli jak powstają bańki spekulacyjne



Najbardziej aktualnym przykładem bańki spekulacyjnej z rodzimego rynku akcji jest ta z lat 2003–2007, dotycząca akcji spółek deweloperskich. Indeks WIG-Deweloperzy rósł wówczas przez 17 kwartałów z rzędu i zyskał 370 proc. Akcje firm, które ogłaszały wejście w ten sektor, cieszyły się ogromnym powodzeniem. Co istotne – w ciągu kolejnych sześciu kwartałów po ustanowieniu szczytu cały dorobek został zniwelowany. Banki potwierdzają tym samym stare giełdowe porzekadło, że byk wchodzi po schodach, a niedźwiedź wychodzi oknem.


Prawdziwe spekulacyjne szaleństwo panowało na Wall Street w drugiej połowie lat 90. Inwestorzy kupowali wówczas wszystkie spółki, które miały w nazwie .com (tzw. Dot comy). Było to związane z ogólnym zafascynowaniem potęgą internetu i wszelkimi przedsięwzięciami korzystającymi z tej technologii. Indeks Nasdaq Composite wzrósł w latach 1995–2000 o 580 proc. Krach, który później nastąpił, przyniósł w ciągu niecałych dwóch lat spadek wartości indeksu o prawie 80 proc.

Dlaczego inwestorzy tak łatwo ulegają zbiorowej manii? Odpowiedzi znajdują się m.in. w naszych głowach.

W ostatnich odcinkach „Profesjonalnego inwestora" pisałem o wpływie psychologii na podejmowanie decyzji na giełdzie. Okazuje się, że aspekty psychologiczne mają ogromny wpływ nie tylko na indywidualne wybory, ale również zbiorowe. Najlepszym tego przykładem są pojawiające się co jakiś czas bańki spekulacyjne, w wyniku których ceny aktywów windowane są do nieracjonalnych poziomów, a następnie spadają ze zdwojoną siłą. Choć takie historie lubią się co jakiś czas powtarzać, uczestnicy rynku za każdym razem wpadają w tę samą spiralę błędów. Dlaczego tak się dzieje? Co sprawia, że zamiast obserwować z boku „giełdowe szaleństwa", dajemy się im ponieść w naiwnej nadziei, że tym razem będzie inaczej?

Open all references in tabs: [1 - 3]

Leave a Reply