Psychologia geniusza w PWSIiP

Nie można powiedzieć, że opera nigdy nie zaistniała w Łomży, bowiem od czasu do czasu pojawiają się gościnne spektakle, jak „Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale”, niedawno też Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego wystawiła operę komiczną „Służąca panią” Pergolesiego, ale to festiwal Drozdowo-Łomża Jacka Szymańskiego torował tutaj drogę opery do masowej świadomości. Zaczęło się w roku 1998 od „Nabucco” Verdiego, były „Straszny dwór” i „Halka” Moniuszki, a w latach ostatnich „Wesele Figara” Mozarta, „Makbet” Verdiego czy „Don Pasquale” Donizettiego. Tym razem w auli Państwowej Wyższej Szkoły Informatyki i Przedsiębiorczości Tomasz Mazur, reżyser i odtwórca roli Salieriego,  przedstawił swoją wersję opery „Mozart i Salieri”.
– Chęć zrealizowania tego dzieła i zaśpiewania w nim miałem już kilka lat temu, bo jest ono niezwykłe pod względem reżyserskim – mówi baryton Tomasz Mazur. – Daje możliwość zrobienia prawdziwego teatru, bo Rimski-Korsakow celowo spróbował skomponować to dzieło tak, aby wyrzucić z niego formę czystej arii. Mamy więc głównie monologi i w większej części rozbudowane recytatywy. Dlatego można spokojnie nazwać to teatrem operowym, pewną formą małego dramatu muzycznego, w który tekst wkomponowany jest tak, że widz odbiera go jako rozmowę między dwojgiem ludzi.
Mozarta kreował tenor Bartłomiej Szczeszek, w role służących wcielili się Rafał Korpik i Zbigniew Brzeziński, pianistką była rzecz jasna Olena Skrok, zaś  niewidomego skrzypka zagrał... skrzypek Filharmonii Kameralnej Jan Zugaj, związany z orkiestrą od jej początku.
– To mój debiut w operze! – mówi Jan Zugaj. – Jest bardzo ciekawie, świetna atmosfera i niesamowite doświadczenie, całkowicie inne niż granie w orkiestrze, można tu coś zmieniać – to jest świetna zabawa.
– Trudno zastąpić orkiestrę! – nie kryje pianistka Olena Skrok. – Udało się dzięki doświadczeniu i umiejętnościom, swoje robi też adrenalina, a i publiczność jest wspaniała – jak się czuje taki kontakt, to te 10 palców, o których wspominał pan Jacek, same chodzą!
W drugiej części koncertu: sopranistka Beata Dunin-Wąsowicz, mezzosopranistka Alicja Rumianowska, tenor Jacek Szymański i bas Rafał Korpik zaprezentowali wybrane arie z najpopularniejszych oper Mozarta: „Don Giovanni”, „Czarodziejski flet” i „Wesele Figara”, by następnie zaśpiewać w kwartecie „Tuba mirum”, „Recordare” i „Benedictus” ze słynnego „Requiem”, mszy żałobnej, nad którą Mozart pracował do ostatnich chwil przed śmiercią.
– W tej drugiej części chciałem zaproponować słynne, niewiarygodnie trudne, arie z niektórych oper Mozarta – mówi Jacek Szymański. – Chodzi o to, żeby melomani usłyszeli melodie jego arii operowych, kunszt wokalny artystów, śpiewaczek i śpiewaków. A „Requiem”, bo piękno powinno radować, rozśmieszać, ale też zmuszać do myślenia. Niech więc ta piękna muzyka podniesie poprzeczkę myślenia ludziom, bo o to mi chodzi!
– Chapeau bas dla Jacka Szymańskiego! – podkreśla  Tomasz Mazur. – Uważam, że ten festiwal to bardzo dobra idea i należy ją za wszelką cenę podtrzymywać. To nieprawda, że małe ośrodki tego nie potrzebują. W 2006 r., na 100-lecie nadania praw miejskich mojemu rodzinnemu miastu Puławy, zrealizowałem „Cyrulika sewilskiego” i w mieście 50-tysięcznym byliśmy w stanie wystawić trzy spektakle przy pełnej sali. Jest więc zapotrzebowanie na taką muzykę, trzeba tylko odejść od stereotypów: że w małych miastach nie warto tego robić, że nie ma publiczności, bo zawsze będzie grupa osób tym zainteresowana, tak jak w Łomży!

Wojciech Chamryk

Leave a Reply