Psychologia dowodzi: nasze zadowolenie zależy głównie od nas …

To prawda, e na prowincji jest le. Zreszt nie tylko na prowincji. Jest przepa midzy miastem a byym PGR-em, midzy Polsk wschodni i zachodni i tak dalej. Ale cigle szukamy usprawiedliwienia tego, e jest nam le (dokadniej: e czujemy si le), w otaczajcym wiecie, a nie w nas samych. Chcielibymy, eby to zewntrzny wiat stworzy nam miejsce, w którym bdziemy czu si bezpiecznie. Dlatego kto, przynajmniej od czasu do czasu, powinien powiedzie wprost – to jest zuda.

Podczas wyborów samorzdowych w moim miasteczku wszystkie witryny, supy, tablice, byy powyklejane plakatami wyborczymi. Takimi, na jakie byo sta kandydatów. Od razy byo wida, kto zna troch PR, a kto tworzy „z czystego serca”. Na jednym kto chwali si, e jest „mgr.” (z kropk). Ale przecie nie to jest gównym problemem. Problem polega na tym, e gro „wyborców” zachowywao si dokadnie tak, jak pisze Marek Kacprzak – jakby siedzieli rozparci za wielkim stoem w restauracji i z obrzydzenia wykrzywiali twarze na kade stawiane im danie. Czekaj, a przyjdzie uzdrowiciel i zrobi im dobrze.

Narzekamy na polityków, ale kto, do jasnej anielki, ich wybiera? Ile osób chodzi na spotkania z politykami? Ilu mówi im prawd w oczy, a ilu lie pupy, bo ma nadziej w ten sposób zaatwi swoj prywat? Ile osób myli rzeczywicie o dbaoci o dobro publiczne, a ile, przy kadej okazji, chce wycign ze wspólnego worka tyle, ile si da?

Nie chc napisa, e jestemy li. Tylko nie umiemy, nie wiemy e mona, nie wierzymy, e my sami moemy co zrobi. W kocu – nie chce nam si i nic nie robimy. Cigle boimy si np. poskary na urzdnika, bo „skarga i tak nic nie da”, a urzdnik albo jego koledzy pogr nas na amen. Zreszt to cigle nie pozbawiona podstaw obawa, zwaszcza w maych spoecznociach – miasteczkach, wsiach. Ale to si nie zmieni, jeli my sami nie zaczniemy co robi, na naszym podwórku. Na razie do gosu dochodz odruchu klanowe, plemienne. Czyli – kto z kim trzyma, kto przeciwko komu, kto kogo lubi i popiera, oczywicie gównie dlatego, e znajomo z nim pozwala co zaatwi, co oficjalnie (czyli zgodnie z procedurami) jest nie do zaatwienia, albo cignie si miesicami i latami.

Lecz z drugiej strony Polacy i tak jako sobie radz, tylko tak, jakby cigle yli w podziemiu. Wynika z tego sytuacja, w której prawo jest realizowane gównie na papierze, i to tylko tam, gdzie grozi jaka realna kontrola wadzy wyszej. Za w rzeczywistoci ludzie maj wasne sposoby, oparte wanie na plemiennej lojalnoci – znajomociach, wymianie przysug. Prawo i rzeczywisto to dwa róne wiaty, yjemy w obu naraz. Szkoda, bo to ogromna strata si, zrobilibymy wicej yjc w jednym.

Uczucie zadowolenia, szczcia, wynika gównie z porównania: marze, aspiracji i oczekiwa z tym, jak oceniamy stan faktyczny. Bardzo duo w tym subiektywizmu – zarówno w samych marzeniach, jak i ocenie stanu faktycznego. Kto, kto nie oczekuje wiele, bdzie szczliwy, kiedy co otrzyma. Kogo o wysokich oczekiwaniach bardzo trudno uczyni zadowolonym. Dzi oczekiwania s cigle rozdmuchiwane, gównie przez reklam i przez polityków, którzy obietnicami próbuj zjedna wyborców. Dlatego niezadowolenie ronie i bdzie rosn i nie zmieni tego Pawe Kukiz ani nikt inny. Popatrzmy na siebie cho od czasu do czasu – wprost i uczciwie.

I jeszcze pytanie: w jakim stopniu osoba prezydenta ma wpyw na to, jak yje si zwykemu Polakowi...? Bo te wybory to zdaje si bardziej wentyl frustracji ni moliwo zmiany czego naprawd...

Leave a Reply