Na pytanie: "Kiedy wreszcie pójdą na swoje?" - młodzi ludzie najczęściej odpowiadają: "Gdy wyjdę za mąż", "Usamodzielnię się", "Znajdę pracę", "Dostanę podwyżkę", "Zrobię karierę".
Niestety sytuacja na rynku pracy i niskie wynagrodzenia opóźniają moment, w którym dzieci powinny założyć własne rodziny, a rodzice wreszcie mogliby zająć się sobą. Młode pokolenie zwleka z decyzją o ślubie, nie myśli o dzieciach i zostaje "na garnuszku" u rodziców. "Mieszkanie z rodzicami to po prostu mniejsze zło" - twierdzą.
W Polsce już około 3 mln młodych ludzi w wieku 24-35 lat nadal zostaje w domu rodzinnym. Socjologowie nazywają ich gniazdownikami, dużymi dziećmi, czasami także maminsynkami, ponieważ okazuje się, że to właśnie mężczyźni częściej niż kobiety nie chcą wyfruwać z domu. Jest im wygodniej, bo wyprowadzając się, musieliby obniżyć standard życia. "Czy warto?" - pytają siebie. Nie dążą do samodzielności za wszelką cenę. Nie ma co się dziwić: obiadki, opłacone rachunki i... ekstrapieniądze na wakacje są wystarczającym powodem, żeby niczego nie zmieniać. Rodzice nie potrafią im tego odmówić.
Budujmy fundamenty poczucia wartości
Duże dzieci często nie zachowują się jak dorośli. Chcą decydować o sobie tylko w niektórych kwestiach: szkoły, spędzania czasu, a resztę pozostawiają nam. Nie wyobrażamy sobie, żebyśmy mogli nie pomóc. I tu psychologowie przestrzegają. Twierdzą, że za bardzo chuchamy na pociechy i w ten sposób utrudniamy im funkcjonowanie w dorosłym życiu. -
To rodzice przygotowują grunt dla dorosłości dzieci. A najlepszym tego fundamentem jest wysokie poczucie własnej wartości. Nie boją się wtedy wyzwań, próbują się z nimi zmagać. Dlatego warto stwarzać im okazję do sprawdzania się, brania odpowiedzialności za swoje decyzje - mówi Magdalena Piasecka, psycholog i terapeuta w Poradniach Zdrowia Psychicznego w Piasecznie i w Warszawie. Młodym łatwiej jest wystartować, gdy przez pewien czas mieszkają z rodzicami, ale na dłuższą metę taka sytuacja jest niezdrowa dla obu stron. To zjawisko psychologowie nazywają "syndromem zagraconego gniazda".
Pozwólmy dziecku rozwinąć skrzydła
"Ja to za ciebie zrobię! Masz jeszcze czas, żeby się napracować!" - mówimy z troską. Zrobilibyśmy dla dzieci wszystko. Czasami jednak chcemy "za dobrze". Podstawiamy wszystko pod nos. Pragniemy zapewnić to, czego być może zabrakło nam samym w dzieciństwie, ale okazuje się, że postępując w ten sposób, nie dajemy im pola do treningu przed dorosłością. A potem chcemy wrzucić ich na głęboką wodę i okazuje się, że... nie potrafią pływać. - W pewien sposób uzależniamy dzieci od nas nie tylko finansowo, ale też emocjonalnie. Są dorosłe, a my nadal traktujemy je jak kogoś, za kogo musimy decydować.
- Z czasem czują się bez nas bezradne - mówi psycholog Magdalena Piasecka. O współczesnym pokoleniu dwudziestolatków mówi się, że są skoncentrowani na sobie. "Po co zmagać się z codziennością, przecież jestem stworzony do innych celów? Muszę się rozwijać, zrobić karierę" - ogłaszają nam, gdy zwracamy im uwagę, że powinni nam pomóc. Młodym jest wygodnie później zacząć samodzielne życie. Czasami traktują pomoc rodziców jak ich powinność.
Jak zatem nie wychować "dużych bobasów"? - Bądźmy bardziej konsekwentni we wspieraniu samodzielności dzieci, stawiajmy granice, uświadamiajmy od małego, że pomiędzy jakością życia a pracą jest zależność - mówi psycholog Magdalena Piasecka. Pomóżmy im dorosnąć. Nie chodźmy z nimi do banku, gdy chcą otworzyć konto, czy do urzędu, żeby założyli działalność gospodarczą. Możemy powiedzieć, co trzeba zrobić, ale niech załatwiają swoje sprawy sami. - Często zadaję poważne pytanie swoim pacjentom: "jak wyobrażasz sobie życie swojego dziecka, gdy ciebie zabraknie? Czy jest na to gotowe?" Każdy rodzic w pewnym momencie powinien się nad tym zastanowić - wyjaśnia psycholog.
- Nie róbmy jednak niczego natychmiast: "Teraz ja cię nauczę, jak być samodzielnym". Odcinanie pępowiny musi następować stopniowo. Nie może zabraknąć szczerych rozmów i ciepłych słów: "Czułabym się bezpieczna, widząc, że radzisz sobie sama" - radzi psycholog. Nie możemy mówić: "Ty leniu, masz tyle lat i nie masz pracy!". Raczej podkreślajmy zachowania, które są przejawem samodzielności: "Widzę, że jesteś odpowiedzialny, byłeś na kilku spotkaniach o pracę". Nie jest dobrym rozwiązaniem nakaz natychmiastowej wyprowadzki.To może popsuć relacje z dzieckiem. Warto taką decyzję skonsultować z psychologiem.
- To, co nie pozwala dzieciom pójść do przodu, nabrać pewności siebie w dorosłym życiu, to także duży poziom lęku, który często przekazywany jest im przez rodziców - mówi psycholog. To naturalne, że się martwimy i to o różne rzeczy. Mówimy: "To takie niebezpieczne czasy", "Strach wyjść na ulicę". Nie jesteśmy w stanie uchronić dzieci przed złem tego świata, ale możemy doprowadzić do tego, że będą bały się podejmować działania, a bezpiecznie będą czuły się tylko w domu. Starajmy się mieć do nich zaufanie i spróbować odrzucić czarne scenariusze, które tworzymy w głowie.
Nie dajmy się wciągnąć w wyścig szczurów
Rodzice mają ogromne oczekiwania względem dzieci. Czasy są trudne, wymagania rosną, konkurencja też i dlatego chcemy, żeby nasze pociechy świetnie poradziły sobie w życiu. Niestety efekt może być odwrotny od zamierzonego.
- Młodzi ludzie, żeby nie zawieść oczekiwań rodziców, mogą bać się podejmować wyzwania życiowe. Nie pójdą do nowej pracy, bo boją się, że nie nadają się na to stanowisko. Dlatego często tkwią w martwym punkcie i nie stać ich psychicznie na wyjście z domu - mówi psycholog Magdalena Piasecka. - Dlatego zastanówmy się, co w naszym zachowaniu może hamować dziecko i starajmy się to kontrolować. Dostrzegajmy jego mocne strony i je wspierajmy, doceniajmy jego dokonania, wzmacniajmy je - dodaje.
- Czasami mówimy: "Za taką pensję nie opłaca się wyjść z domu", ale przecież my też zaczynaliśmy od zera! Nie krytykujmy. Jeżeli podjęło złą decyzję, niech poniesie jej konsekwencje. Przypomnijmy sobie młodość, co nas drażniło w zachowaniu dorosłych? Niestety każde następne pokolenie często powiela zachowania rodziców, ważne jednak, byśmy byli tego świadomi. Nasze dzieci boją się nas zawieźć, boją się usłyszeć: "Mówiłam, że sobie nie poradzisz". - Z pewnością należy zrezygnować z planu na życie dziecka. Oczekiwania, co do jego przyszłości, często bywają projekcją naszych niespełnień. Moje dziecko jest dorosłe, znaczy to, że idzie swoją drogą, trzyma się swego planu. Być może go nie ma, ale to też musimy zaakceptować.Dorosły człowiek ma prawo swoje życie zmarnować, niestety - wyjaśnia Maria Zapolska-Downar psycholog i psychoterapeutka.
- Niewykluczone, że nasz pomysł byłby lepszy, jednak musimy pozwolić dziecku działać. Jeśli powie: "Doradź mi", w sposób nienarzucający, możemy ujawnić swoje myśli. W innym wypadku zostawiamy je dla siebie. To jest nowe zadanie dla rodzica, czasami powinien milczeć - dodaje psychoterapeutka.
Gdy dziecko jest wszystkim
Na drodze do samodzielności dzieci ważne są wzajemne relacje jego rodziców. Najtrudniej, gdy kobieta sama wychowuje dziecko. Wówczas podświadomie, gdy ono dorośnie, zaczyna wymagać, żeby stale było obok . Powstaje zależność, która uniemożliwia mu rozpoczęcie życia na własną rękę. Odkłada swoje plany na bok i zostaje w domu. Tak naprawdę rodzic nie musi powiedzieć: "Chcę, żebyś się mną zajął", bo dziecko samo przejmuje rolę opiekuńczą, a my nie protestujemy. Uzależniamy je od siebie emocjonalnie, nie pozwalamy odejść. W psychologii nazywa się to parentyzacją, czyli przejmowaniem roli rodzica przez dzieci. Jak wyjść z tej sytuacji?
- Pomoc nie musi być oferowana tylko przez dziecko. Otwórzmy się na innych, nie zamykajmy się we własnym świecie. Pozwólmy młodemu człowiekowi się od nas odseparować. Zrezygnujmy z szantażu emocjonalnego. To nie pomaga ani dziecku, ani naszej relacji - mówi psycholog Magdalena Piasecka. - Pamiętajmy jednak, że wszyscy popełniamy błędy. Nie chodzi o to, żeby być idealnymi rodzicami, ale rodzicami wystarczająco dobrymi. Odrzućmy poczucie winy, jeśli je mamy. A jeśli nie możemy poradzić sobie z rozstaniem, porozmawiajmy z psychologiem.
- Bywa też tak, że dzieci są naszym jedynym polem zainteresowań. Robimy wszystko tylko z myślą o nich, dla nich i z nimi. Nie mamy przestrzeni dla siebie. Poświęcamy się, oddajemy: czas, uwagę, emocje - uważa Magdalena Piasecka. - W zamian pozwalamy sobie mieć żądania wobec nich. Dzwonimy kilka razy dziennie, kontrolujemy, boimy się, że się wyprowadzą. Taka symbiotyczna relacja najczęściej powstaje pomiędzy matką i dzieckiem - dodaje. Dlatego zacznijmy angażować się we własny związek małżeński. Rozwijajmy pasje.
- Kiedy kończy się rola opiekuna i chcemy, żeby nasza relacja z dzieckiem miała ciąg dalszy, musi być dla obu stron interesująca. Gdy inwestujemy wyłącznie w dziecko, a zapominamy o sobie, tworzymy rozdźwięk między pokoleniami, z czasem trudny do pokonania - wyjaśnia Maria Zapolska-Downar. - Jest pewne, że przeciąganie momentu separacji w nieskończoność ma złe skutki. Pamiętajmy, że nie możemy przeżyć życia za dziecko. Bądźmy dla niego wtedy, kiedy nas potrzebuje. Ono idzie własną drogą, my też zaczynamy nową podróż. Możemy odbywać ją razem, ale w mądrym oddaleniu - dodaje.
Aneta Olkowska