Rośnie moda na korzystanie z pomocy terapeutycznej i… rośnie grono niezadowolonych pacjentów, którzy przyznają, że terapia nic im nie dała, a czasami wręcz zaszkodziła. Znam osobę, która po nieudanej psychoterapii znalazła się na oddziale psychiatrycznym i tam trzeba było naprawiać to, co zepsuł psychoterapeuta.
Zofia Milska-Wrzosińska, psycholog, psychoterapeuta: - Zgadzam się , że rośnie wiedza o możliwości korzystania z pomocy psychologa czy psychoterapeuty. Zwłaszcza w dużych miastach. W pewnych środowiskach zawodowych i towarzyskich stało się nobilitujące mieć swojego psychoterapeutę. Rośnie popyt, jest więc i podaż. Niestety, prawo polskie nie reguluje wykonywania zawodu psychoterapeuty, gabinet prywatny z przybitą na drzwiach tabliczką "psychoterapeuta" może założyć każdy. Dlatego można trafić na samozwańczego uzurpatora, który nie mając odpowiedniego zaplecza wiedzy, doświadczenia i kwalifikacji, a tylko wiarę we własne możliwości i predyspozycje (no i motywację do "łatwego" zarobku) potrafi zrobić wiele zamętu, a czasem i krzywdy.
Wiele celebryckich par, które rozpadły się w ostatnich miesiącach (a jest tego istny wysyp!) przyznało publicznie, że zanim podjęły decyzję o rozwodzie, korzystały z pomocy terapeuty. Bez rezultatu. Media odtrąbiły żałosny koniec bajki. Kto zawinił?
To "korzystanie z pomocy", nie tylko u celebrytów zresztą, czasem polega na dwóch, trzech spotkaniach z psychologiem, które służą udowodnieniu sobie, drugiej stronie lub otoczeniu, że próbowało się wszystkiego. Nie są one jednak początkiem pracy nad sobą, która pozwoli spojrzeć na związek z nowej perspektywy i inaczej go przeżywać.
Przełamanie kryzysu, który trawił parę całymi latami to zadanie dla bardzo doświadczonych psychoterapeutów, na pewno niemożliwe do zrealizowania w tempie ekspresowym. Dlatego, o ile w przypadku wyboru psychoterapeuty do terapii indywidualnej trzeba być rozważnym i selektywnym, to w przypadku pary decyzja powinna być podjęta jeszcze przytomniej. Tyle, że czasem osoby w potrzebie decydują się spontanicznie na kogoś, kto od razu przyjmie, jest miły i zapewnia, że ma skuteczne metody - a to niekoniecznie są główne kryteria, którymi należałoby się kierować.
W takim razie, na co należy zwrócić uwagę w pierwszej kolejności?
Ważne jest, czy psychoterapeuta przedstawia konkretną propozycję, np. czy pracę z pacjentem zaczyna się od omówienia zasad współpracy, w tym od ustalenia dnia i godziny spotkań. Czy proponuje dłuższą współpracę nieograniczoną w czasie, czy raczej intensywną pracę w ramach określonej liczby spotkań. Czy wskazana jest psychoterapia indywidualna, czy grupowa, wciąż za mało u nas popularna.
Z pacjentem, który nie przychodzi na wyznaczone spotkania, ciągle je przekłada albo spóźnia się notorycznie po 20 minut, nie przeprowadzi się prawidłowego procesu terapeutycznego, bo po prostu się nie da! A mimo to taki pacjent czy para oczekują, że psychoterapia zadziała.
Obowiązkiem profesjonalnego psychoterapeuty jest dbanie o strukturę psychoterapii i wspieranie w tym pacjenta.
Jak rozpoznać, czy mamy do czynienia z profesjonalistą? Zdarza się, że i lista referencji pokrywa mierność zawodową. Przecież tak jest w każdym zawodzie!
Aby zaufać psychoterapeucie, uznać jego wymagania za sensowne, nawet jeśli nas dziwią, trzeba coś o nim wiedzieć. Dlatego radzę osobom rozważającym pomoc terapeutyczną, aby nie bały się pytać i prosić swojego psychoterapeutę o informacje, np., jaką szkołę psychologii reprezentuje, gdzie sie szkolił, jakie stosuje metody.
Terapeuta ma obowiązek udzielić nam takich informacji i jeśli zbywa nas i zawstydza stwierdzeniem: "Ledwo pani do mnie przyszła i już ma wątpliwości", to niech zapali się nam w głowie czerwone światełko.
Unikajmy też pokątnych gabinetów zaimprowizowanych np. w świetlicy szkolnej albo w prywatnym mieszkaniu, gdzie za ścianą toczy się życie rodzinne, a psychoterapeuta przyjmuje na zapleczu kuchni.
Jeśli psychoterapeuta od początku próbuje nas do czegoś zmusić (np. żeby były dwa lub trzy spotkania tygodniowo albo żeby płacić mu za sesje odwołane przez nas z wyprzedzeniem), a nie potrafi nas przekonać o sensowności tych wymogów, bądźmy ostrożni.
Weryfikacja do zawodu psychoterapeuty jest długa i wymagająca. Kandydat musi ukończyć odpowiednie studia i staże, w tym na oddziale psychiatrycznym, musi przejść własną psychoterapię oraz przejść wiele godzin superwizji u doświadczonych kolegów. Dopiero tak przygotowany może zakładać własny gabinet. Ale dotyczy to tylko osób uczących się na rekomendowanych lub atestowanych kursach. Dlatego jeszcze raz przypomnę: sprawdzajmy kompetencje człowieka, któremu powierzamy nasze bolesne, trudne, intymne sprawy.
Idąc dalej za pani pytaniem: profesjonalny terapeuta to taki, który bierze pełną odpowiedzialność za proces terapii i jeśli pacjent po kilku miesiącach nie doznaje żadnej ulgi, to psychoterapeuta musi zadać sobie pytanie. Co jest nie tak, że stoimy w martwym punkcie? Co robię źle?
Terapeuta, który wciąż narzeka na trudnych, niewspółpracujących pacjentów ma raczej kłopot ze sobą. Powinien zastanowić się nad źródłem zawodowych niepowodzeń, być może skonsultować je z bardziej doświadczonymi kolegami. Obwinianie pacjenta o to, że psychoterapia mu nie pomaga jest nieprofesjonalne. Pacjent jest, jaki jest i należy mu się ulga w cierpieniu, z którym przyszedł do gabinetu.
Są osoby, które po psychoterapii diametralnie zmieniają swoje życie. Nie zawsze oceniane jest to pozytywnie. Pojawiają się żale i pretensje, że psychoterapia przewróciła komuś w głowie. Doszło np. do rozbicia rodziny.
Nie chodzi tu o "łatwą" ulgę, wynik pociechy czy pogłaskania po głowie. Ona pojawia się w momencie rozpoznania źródła kłopotu i odkrycia, ze ma się na ten kłopot albo na sposób jego przeżywania, jakiś wpływ. Że nie wszystko zależy od zewnętrznych okoliczności czy od otaczających pacjenta ludzi.
Zdarza się też, że pacjent czuje się lepiej i sądzi, że żyje lepiej, jednak osoby postronne, przyjaciele czy rodzina, mają odmienne zdanie. Bliska osoba pacjenta potrafi dzwonić do placówki, w której odbywa sie psychoterapia i zgłaszać "reklamację", bo zmiana np. męża czy dziecka jej się nie podoba, jest z nim teraz więcej kłopotu. Bo pacjent odważył się np. wyrażać swoje zdanie, wyznaczać własne granice albo pozwolił sobie na realizację własnych planów, co w ocenie np. zaborczych rodziców lub despotycznego męża jest z gruntu negatywne.
Kiedy obserwuję, jak z kobiety-ofiary wieloletniej przemocy domowej ze strony męża-kata, rodzi się kobieta odpowiedzialna za własne życie i samostanowiąca o sobie, myślę, że zyskuję dla siebie coś dobrego. Tymczasem rodzina odsądza ją od czci i wiary, gdyż postawiła mężowi warunki i zagroziła rozwodem.
To, co jednym wydaje się zbawienne, inni mają prawo ocenić po swojemu, jako coś niewłaściwego. Tak dzieje się często w przypadku rodziców nastoletnich dzieci, którzy przychodzą po pomoc do psychologa z ułożonym w głowie scenariuszem. Pragną, aby ta krnąbrna dziewczyna czy wycofany i ignorujący syn przeszli przemianę, ale na ich modłę. Kiedy introwertyczny nastolatek zaczyna się wzmacniać wewnętrznie, a objawia się to złością i arogancją, rodzice czują się zawiedzeni. Nie po to przyszli z nim na terapię. Tymczasem młody człowiek być może dopiero teraz znalazł w sobie siłę, aby przełamać strach i zacząć wyrażać, co czuje. A czuje przede wszystkim wściekłość i bezradność i dobitnie ją wyraża.
Czy można zaprzyjaźnić się ze swoim terapeutą?
Można usłyszeć czasem sformułowanie, ze psychoterapia to kupowanie przyjaźni. Tymczasem dobra relacja psychoterapeutyczna to nie jest przyjaźń. Owszem, terapeuta okazuje pacjentowi życzliwość, gwarantuje poufność i jest wobec niego lojalny, ale nie będzie go pocieszać czy płakać z nim nad ciężkim losem. W żadnym razie nie powinien dzielić się osobistymi przeżyciami lub faktami ze swojego życia. Nie wolno zaprzyjaźniać się z pacjentem. Nie wolno wciągać go w osobiste sprawy ani budować z nim relacji intymnej.
W gabinecie terapeutycznym rodzi się szczególna atmosfera, którą można błędnie interpretować jako przyjaźń.
Czasami ludzie chcą się dowiedzieć, co myśli i czuje człowiek, któremu zdecydowali się powierzyć swoje tajemnice. Tymczasem dobry terapeuta zostawia swoje poglądy i widzimisię za drzwiami. Szanuje pacjenta w pełnym jego wymiarze, nie wartościuje go i nie ocenia. Szuka źródeł jego cierpienia i pomaga mu uleczyć poranione miejsca.
Psychoterapeuta powinien być bezstronny, ale życzliwie nastawiony. Lojalny, ale egzekwujący ustalenia, konsekwentny. Aby umieć pomagać, nie potrzeba być specjalistą z pierwszych stron gazet. Światło jupiterów może przeszkadzać.
Jest pani doświadczoną psychoterapeutką, pracuje pani z wieloma parami. Proszę powiedzieć, kiedy warto zgłosić się na terapię i co trzeba zrobić, aby potem nie pożalić się znajomym: "Terapia nic nam nie dała. Wyrzucone pieniądze w błoto".
Jeśli para sobie nie radzi z kryzysami, powtarzają się wciąż te same bolesne sekwencje wydarzeń, ludzie się ranią, zamykają, wycofują, to warto pójść na konsultację. Konsultacja to jeszcze nie terapia. Na konsultacji psychoterapeuta oceni, czy wspólne sesje terapeutyczne są w tym momencie przydatne, mają sens dla pary. Profesjonalista nie przyjmie na terapię pary, w której jedna osoba (a tym bardziej obie) nie widzi potrzeby własnej zmiany albo takiej, gdzie jedno lub oboje stawiają sobie nierealne cele - np. żeby wycofany, powściągliwy mąż zmienił sie w wylewnego, pełnego emocji adoratora.
Proces uzdrawiania bywa bardzo bolesny i trudny. Obnaża bowiem te obszary, które wolelibyśmy utrzymać w ukryciu, nie uświadamiać sobie ich, nie wracać do przeżyć, determinujących przecież nasze obecne zachowanie. Zdarza się, że pary po terapii rozstają się w zgodzie i wzajemnym szacunku, bez rozgrywania wrogości i nienawiści. Czy to sukces, czy porażka?
Z kolei, czasem lepiej dla pary, aby każde oddzielnie popracowało nad sobą, głębiej zrozumiało swoje potrzeby i uczucia, a potem dopiero spięło to klamrą wspólnej terapii.