Fabryka “bogactwa”? O współczesnej "literaturze psychologicznej".

własne

Robactwo kryzysu, jak i larwa kreacji twórczej, wybierają “bogactwo”. Robak nie połakomi się na niesmaczny i zepsuty owoc. Tytułowe “bogactwo”, od którego zaczęłam rozważania, jest więc zarazem metaforą chaosu i nadmiaru, ale także życia. Zwłaszcza w Mieście, w którym opowieści, w zależności od ilości podmiotów, zwielokrotniają się, namnażają, a ginąc - w zależności od okoliczności i zapotrzebowania, przepoczwarzają w kolejne niewypowiedziane narracje. A z ich nadmiaru i pomieszania, lęgną się czerwie: nudy, smutku i pustki. “Bogactwo” Marty Syrwid, warszawskiej filmoznawczyni, określone przez wydawców i recenzentów mianem powieści psychologicznej, zainspirowało mnie do redefinicji gatunku. Bo czyż rzeczywiście, każda z pozycji określonych tym mianem, ma prawo się z nim identyfikować? I czy współcześnie napisana książka, opowiadająca - tak o uwewnętrznionych, jak i realnych, perypetiach damskiej bohaterki z użyciem analizy psychologicznej i mikroanalizy, odkryć najnowszej wiedzy psychologicznej, narracji personalnej, w której jawnie manifestowana jest obecność narratora, kompozycji asocjacyjnej, opierającej się na inwersjach czasowych, której autorką jest kobieta, wyczerpując znamiona gatunku, jest powieścią psychologiczną?

Zapraszam na realny i wirtualny spacer po księgarniach. Przeglądam, patrzę, wertuję, czytam, dotykam, literuję, przewalam, klikam i znów czytam - tytuły, opisy i fragmenty najnowszych wydawnictw i oczom nie wierzę: psychologia, dramat wewnętrzny, wiwisekcja, psychoanaliza, trauma, psychoterapia, cierpienie, opisy schizofrenii, spowiedź nawróconego alkoholika, analiza paranoi, pamiętnik niechcianej ciąży, niepełnosprawnej sprawności i sprawnej niepełnosprawności, monologi wewnętrzne i strumienie pseudopodświadomości bohaterów - rozdartych i coraz bardziej rozdzieranych przez życie. Ufff! Z tego opisywanego rozdarcia, jak z chorych trzewi książek, zamiast powieści psychologicznej, wypruwają się pusto brzmiące, trujące banałem i fałszem oraz pozorem literatury, szkodliwe toksyny. Nie od dziś wiemy, że papier cierpliwy jest, a książka jak spowiednik, konfesjonał, kozetka u psychoterapeuty, przyjmie od autora wszystko. Pytanie tylko, czy to dobry adres? Skoro nasze pisanie będzie się odtąd mówić tylko z samym sobą, w najlepszym przypadku z rzadkim (jak wskazują statystyki) czytelnikiem, to czy rzeczywiście warto? Czy o tę narcystyczną, hermetyczną, martwą autoterapię nam chodziło? Czy może skuteczniejsza byłaby raczej psychoterapia z instancją Innego, Drugiego: żywego, mówiącego własną mową, Lustra?

“Każdy dziś może być artystą! I Ty możesz być nową Dąbrowską, a Ty Flaubertem!”- czytamy, zachęcające nas do tego wydawniczego aktu, banery na jednej ze stron, oferujących szybki i spektakularny debiut literacki.

Gwoli porządku, zredefiniujmy gatunek, przypominając sobie jego XX-wieczne definicje oraz wyznaczniki. Słownik podaje: “Odmiana powieści, w której podstawowym wyróżnikiem jest psychologizm, zakładający prezentację osobowości, życia wewnętrznego bohatera. Koncentruje uwagę na jego przeżyciach, doznaniach, sposobie odczuwania świata i analizie jego życiowych decyzji i wyborów, posługuje się w narracji mową pozornie zależną, monologiem wewnętrznym (Pani Dalloway Wirginii Wolf,Madame Bovary Gustawa Flauberta, Anna Karenina Lwa Tołstoja), korzysta z techniki psychologii głębi (Cudzoziemka Marii Kuncewiczowej), strumienia świadomości (Ulisses Jamesa Joyce'a)". Jej klasycznym przykładem jest W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta. Utworami pisarzy polskich, które najwnikliwiej przedstawiają mechanizmy psychiki bohaterów, są powieści XX-lecia międzywojennego, oniryczna proza Brunona Schulza (Sklepy cynamonowe, Sanatorium pod Klepsydrą), Ferdydurke Witolda Gombrowicza, Niecierpliwi, Niedobra miłość Zofii Nałkowskiej, Zazdrość i medycyna Michała Choromańskiego. Techniki powieści psychologicznej po II wojnie pozbawione były tendencji twórczych, od kilkunastu lat zauważamy jednak znów jej rozkwit. Tyle terminy literackie. By pogłębić naszą definicję przywołajmy teorie literatury oraz pojęcie literatury pięknej oraz jej cechy. Wszyscy je znamy: Literatura to zbiór wszelkiego rodzaju sensownych zapisów będących wytworem ludzkiego rozumu. Zbiór ten podzielony został na zapisy literatury pięknej (wyznacznikiem są tu wysokie walory artystyczne) oraz literaturę stosowaną – brzmi Wikipedia.org. Mnie jednak w tym rozbiorze (mam nadzieję logicznym) interesować będą kategorie sensu i artyzmu.

Nasze wydawnictwo nazwaliśmy„Novae Res”, co w języku łacińskim oznacza zmianę, przewrót, obalenie istniejącego porządku. Nazwa ma symbolizować nadchodzącą rewolucję wydawniczą w zakresie publikowania treści i w jej obliczu określić charakter wydawnictwa, którego celem jest połączenie tradycji i nowoczesności dla dobra polskiej książki i polskiego czytelnictwa. Zawarta w nazwie wydawnictwa innowacyjność wskazuje również na nowatorskie na rynku polskim podejście do produktu, jakim jest książka – nie wykupujemy licencji zagranicznych, a skupiamy się na promocji utalentowanych polskich debiutantów”- czytamy w witrynie Novae Res Wydawnictwa Innowacyjnego.
Przegląd strony zacznijmy od tegorocznych nowości psychologicznych.“Maraton” Przemka Corso, określony przez wydawców “przerażająco wnikliwym dramatem psychologicznym” okazuje się – zamiast wnikliwym portretem wewnętrznym męskiego bohatera, charakteryzować nieumiejętnie, niekonsekwentnie oraz nieoryginalnie, papierowo nakreśloną karykaturą. “Kalejdoskop Piotra Szymonowicza, w miejsce opisu depresji młodego człowieka (znalezienie języka i formuły pisania dla tego stanu, byłoby oczekiwanym odkryciem), daje czytelnikowi ryzykowną, nieciekawą formalnie i niezrozumiałą, pochwałę przypadkowej inicjacji narkotykowej, kreowanej na motor pozytywnej przemiany bohatera. “Joachim” Grażyny Hanaf to natomiast słaby językowo, plastikowy, banalny i w tym wydaniu przebrzmiały, projekt psychologizacji i beletryzacji coming'outu siedemnastoletniego wrocławianina. I tak mogłabym długo, bo tegorocznych tytułów, umieszczonych w witrynie: powieść psychologiczno-obyczajowa, jest klikadziesiąt! Poza różnicami w nazwiskach autorów, brzmieniu tytułów oraz w tematach, łączy je ledwo poprawność formalna oraz fakt zwartej publikacji i moje podejrzenie, że drugie, mając towarzysko-ambicjonalny wymiar, było ważniejsze od pierwszego.

Na tym tle zdaje się pozytywnie wyróżniać B kompleks - późny debiut szczecinianina, Wiesława Lewoca, który śmiało (gdybyśmy jeszcze wiedzieli, czemu w życiu szanowanego dyrektora szczecińskiej instytucji kultury i zawodowego aktora, ma służyć ten prowokacyjny eksperyment), można by określić mianem książki z potencjałem. “To powieść o dojrzewaniu i formowaniu się moralnym i duchowym bohatera. (..) Jest zarazem jakby odwróceniem tej formuły – mamy tu bowiem do czynienia nie z rozwojem, a z postępującym regresem. Główny bohater, zmagający się z domowymi zmorami i własną…nietypowością (już jako niemowlę ma genitalia dorosłego mężczyzny), szarpany namiętnościami (śmiała erotyka) i ambicjami (chce zostać aktorem) – uczy się życia z brawurą, ale doznaje bolesnych rozczarowań. Powieść z każdą stroną staje się coraz bardziej serio.- pisał o książce na łamach “Kuriera Szczecińskiego” Artur Daniel Liskowacki.

Warszawska Firma Wydawnicza nie ma natomiast kompleksów.“Zapraszamy wszystkich Autorów, w szczególności debiutantów pragnących urzeczywistnić własne marzenia, czyli wydać swoją książkę. Doskonale rozumiemy młodych Autorów, którzy nie mogą przebić się przez gęsto sito skostniałych redakcji, odrzucających teksty z wielu powodów, czy to finansowych, marketingowych, czy też ideowych. Możemy obiecać, że do każdego przesłanego nam tekstu podejdziemy z powagą, starając się nakreślić możliwą ścieżkę wydawniczą. Zapraszamy również Autorów, którzy mają już w swoim dorobku dzieła, a chcą dalej kontynuować swą przygodę z książką.”- promują się, zachęcając właściciele WFW: Jarosław Wernik i Jan Majdecki. Na tej internetowej witrynie wydawniczej naliczyłam ponad 40 tegorocznych tytułów z kategorii prozaicznych debiutów psychologicznych. Zajrzyjmy do pierwszego z nich: “Mousseux de champignons aux truffes, pieczony indyk, zapiekane karczochy hiszpańskie, a na deser ciasto czekoladowe z własnoręcznie przygotowanym kremem waniliowym. Wyśmienite menu – pomyślał. Powinna być zachwycona. Podobnie jak on, z prawdziwą pasją potrafiła delektować się bogactwem smaków śródziemnomorskiej kuchni, z nieukrywanym entuzjazmem rozprawiać o zapachu świeżo posiekanej bazylii, zielonej pietruszki, kolendry czy estragonu… Chyba przesadziłem z truflami! – pomyślał, patrząc na mus grzybowy pełen cieniutkich plasterków trufli, w zasadzie na trufle zanurzone w zawiesistym musie.” Nie, to nie jest fragment jadłospisu francuskiej kuchni, ani przepis na śródziemnomorską potrawę ni cytat z klasycznego harlequina, a fragment “Anemonów Jolanty Janczyk....

Kolejna książka psychologiczna i kolejne wydawnictwo -Poligraf.“Alicja w krainie iluzji” Anny Skrzyniarz, pozycja określona mianem psychologicznej, językowo i merytorycznie przypomina nie literaturę, a nieudolną kalkę formalną, sprokurowaną przez gimnazjalistkę (nie uwłaczając co niektórym gimnazjalistkom). Na uwagę zasługuje natomiast książka Anny Piecyk pt. “Matnia”, wydana przez Oficynkę. Autorka, po nieudanym, debiucie “Pustki” (WFW 2011) wydała wreszcie coś, co da się czytać i co miewa walory literackiego, psychologicznego pisania z dnem, zwłaszcza gdy o alkoholowym dnie mówimy.

Ciekawym i wartościowym – nie tylko ze względu na język, ale także temat - oswajania świata z autyzmem i autyków ze światem, jest książka psychologiczna (nie, jak chcą tego wydawcy: powieść psychologiczna) Mirki Jaworskiej pt. “Syndrom czerwonej hulajnogi”. Tuż obok znalazłam coś dla “niegrzecznych dziewczynek”. Pierwsza pozycja - “Chuliganka, pochodzi z Polski, a napisała ją, debiutująca w tej roli, psycholożka i podróżniczka, Izabela Jung. Chociaż nazwisko powinno zobowiązywać nie tylko psychologicznie, ale i literacko (wszak Carl Gustav Jung był także świetnym pisarzem i opowiadaczem), książka w obydwóch tych dziedzinach rozczarowuje. Zwłaszcza w kontekście tej rangi wydawnictwa. Druga pozycja natomiast: “Szamanka na szpilkach” Anny Hunt, amerykańskiej akademiczki, trenerki medytacji i warsztatów szamańskich, to dobrze napisana opowieść o inicjacji dziewczyny w kobietę oraz przemianie współczesnej kobiecej dorosłości w kobiecą świadomość. Obie książki wydane zostały w tym roku w wydawnictwie Prószyński i S-ka.

Idąc zagranicznym tropem poleciłabym w tym cyklu jeszcze jedną pozycję. Po. O małżeństwie i rozstaniu Rachel Cusk to – wbrew pozorom nie poradnik psychologiczny dla ofiar rozwodów, ale świetnie literacko napisana książka, z którą łatwiej będzie zrozumieć i oswoić własną depresję. Zaskakujące tym bardziej, że wydawcą jest Czarne, nie gustujące dotychczas w tak psychoterapeutycznej literaturze kobiecej. Wróćmy jednak na polskie podwórko.

Kraków: stara kamienica, zakurzone meble, nienapisana i niewypowiedziana tożsamość, kilkakrotnie ponawiana, rwana i nieskończona, biografia Bartłomieja Chochoła sprawnie i odkrywczo wpisuje się w mityzacyjno-psychologizujące próby wykreowania przez bohatera Fugi Lwa Szostaka (Wydawnictwo Lampa i Iskra Boża, 2013) nowej, współczesnej i narodowej tożsamości. Książka literacko poprawna, jednak bez większych fajerwerków. Jeszcze jedna psychologiczna powieść tożsamościowa z tego klimatu to Transgresja”. Rzecz autorstwa trzydziestoletniego warszawiaka, Michała Dąbrowskiego (Biblioteka Analiz, Warszawa 2013), podejmując śmiałe i ważne tematy męskiej erotyki, cielesności i duchowości, świeżą kreską malując wybory, frustracje i tęsknoty współczesnego (nomadycznego, choć miejskiego) męskiego bohatera, zasługuje na odnotowanie w pamięci. Nieudane próby budowania damsko-męskiej bliskości, utwardzane rytualnymi gestami mieszczańskiej, zakłamanej i bolesnej, przeszłości oraz powrót głównej bohaterki do źródeł rodzinnej tajemnicy, to natomiast główne wątki “Kaprysu” doświadczonej i cenionej literacko, Elżbiety Isakiewicz (Wydawnictwo Sic!).

Big Book Festival - Warszawa 2013

Odzyskiwanie świata straconego, nawiązywanie dialogu z przeszłością i jej bohaterami, pisanie i utrwalanie w języku oraz na duchowej mapie stolicy, nieistniejącego już w Warszawie współczesnej żydowskiego świata, to konsekwentnie realizowane ambicje literackie i gesty, Piotra Pazińskiego, który w swoich najnowszych Ptasich ulicach” udał się ponownie, w senne – trochę Schulzowskie, peregrynacje po przeszłości przedwojennej Warszawy. „Wtedy przypomniałem sobie opowieści o tym, że gdzieniegdzie w bocznych, rzadko odwiedzanych przestrzeniach, w pewnej mierze nielegalnych i problematycznych, istnieje jeszcze Warszawa niejako równoległa do tej, po której zazwyczaj oprowadza się profanów, Warszawa o nie całkiem określonym statusie, trudna do uchwycenia, migocząca na granicy bytu i pustki”. Ten fragment z „Manuskryptu Izaaka Feldwurma pokazuje, że Warszawa ukrywa różne “bogactwa”.

Joanny Bator nie trzeba czytelnikowi przybliżać, za to przy temacie powieści psychologicznej nie wypada o niej nie wspomnieć. Jest ona bowiem - po Oldze Tokarczuk, jedną z najkonsekwentniej sfokusowanych na kobiecej psychice, pisarek. A przy tym psychologicznie uświadomioną. Swoje kobiece: psychologiczne i umysłowe zainteresowania, rozwija w dobrze skonstruowanym fabularnie i językowo anturażu. Wystarczy spojrzeć na jej literacką drogę: od wydanego w 2001 “Feminizmu, postmodernizmu, psychoanalizy”, przez “Kobietę”, “Piaskową górę”, “Chmurdalię, po rewelacyjną uszytą na miarę współczesności - “Ciemno, prawie noc z 2012 (WAB), w której bohaterka - dojrzała kobieta mierzy się ze swoją rodzinną historią oraz takimi mitami narodowymi, jak choćby katolicyzm.Bezapelacyjne pierwszeństwo w 2012!

Kolejna kobieca autorka, uprawiająca z sukcesem i wdziękiem, psychologiczną prozę, to Justyna Bargielska. Jej Małe lisy (Wydawnictwo Czarne, 2013) urzekają plastycznością obrazowania, horyzontem wyobraźni oraz ironicznym i bardzo precyzyjnym, logicznym językiem. Tak konstruuje swoje monologi wewnętrzne warszawska mistrzyni małej formy psychologicznej: “Najpierw leci zimna, potem na zmianę zimna i gorąca, wreszcie po jakimś czasie temperatura się stabilizuje i mogę się myć. (..) Nigdy nie byłam w ciąży, ale wyobrażam sobie, że higiena jest w tym okresie kluczowa. Bo z kolei o dzieciach czytałam, że brudne to szczęśliwe. Lanie wody, aż poleci ta o właściwej temperaturze, jest nieekologiczne, ale o tym to nawet nie chcę myśleć. Szałas za to jest ekologiczny i o nim myślę bez przerwy. Lanie wody! Muszę się przygotować do pracy. Ale zanim wyjdę do pracy, codziennie godzinę pływam od ściany do ściany na naszym osiedlowym basenie. Pływam, ale nie czuję się dzięki temu bliżej Boga. Słyszeliście o chrześcijańskiej medytacji? Jeszcze tydzień, dwa i wymyślą chrześcijańską jogę. Ja uprawiam aspirujące do chrześcijańskiego pływanie. Oczywiście to nie Bóg powiedział mi, żebym pływała godzinę dziennie, a będę bliżej niego. Nawet nie wiem, czy on w ogóle wie, że realizuję projekt bycia bliżej.

W ten kobiecy patchwork, wpisuje się kolejna, znana nam dobrze, zwłaszcza z rewelacyjnej poezji – autorka, Anna Janko. Swoją najnowszą “Pasją według św. Hanki”, próbuje za jednym zamachem zrewidować dwa mity: zakochania i miłości małżeńskiej. Obiera z dotychczasowych zasad i wiary w ideały, a ubiera w zmysłowość, mięsność, cielesność i zachłanność - także językową, swoją kobiecą bohaterkę. Jej bohaterka zachowuje się jakby panicznie bała się swej subtelnej i światłolubnej kobiecości, uciekając z niej w “potworną” męską ciemnię. ”Wracaj do niego – mówi Marta w słuchawce. - Nie niszcz takiej miłości. - Ale mój mąż.. ale moje dzieci..-jęczę ochrypłym głosem i smarkam w chusteczkę. - Wszystko się ułoży, liczy się tylko miłość. Tymczasem noc zapadła. Trzeba dziecku herbatę zrobić. Gdzie jest cukier? Znalazłyśmy cukier. Wypiłyśmy herbatę. Dzwoni Paw, że już wraca. I wtedy mój strach wraca jeszcze szybciej niż “już”. Strach, że będziemy tu spać razem. Że on tu przyjdzie, że będę w jego kręgu. Że głos jego będzie tu rozbrzmiewał wszędzie wokół. Nie wytrzymam! Nie dam rady! Nie mogę tu zostać! - Rózia, chodź, ubieramy się.” - brzmi jeden z fragmentów tej wyjątkowej urody, dojrzałej kobiecej, psychologicznej prozy.

Big Book Festival - Warszawa 2013

Wśród nazwisk autorów współczesnej polskiej powieści psychologicznej nie może zabraknąć tego nazwiska - Hubert Klimko-Dobrzaniecki. Zwłaszcza, że obecność w tym nurcie tak dobrej prozy męskiej, należy wciąż w Polsce do rzadkości. Już w "Domu Róży. Krýsuvíku", "Kołysance dla wisielca", "Raz. Dwa. Trzy", "Rzeczach pierwszych" oraz w książce "Bornholm, Bornholm", urzekła nas jego kreska, dając się poznać jako wytrawny, wyważony i subtelny malarz męskich charakterów, mogących posłużyć za katalogową reprezentację współczesnego męskiego społeczeństwa. Także w najnowszej powieści Dobrzaniecki nie poskąpił bohaterowi biografii i swoich rysów osobowości.Grecy umierają w domu to jak przystało na wzorcową męską prozę psychologiczną o tożsamościowej, interkulturowej optyce, opowieść o poszukiwaniu przez mężczyznę – współczesnego Odyseusza, emigranta, obywatela świata, Mitu Ojczyzny. Jednak tytułowy Grek jest wyjątkowym podwójnie, bo nie daje się uwieść nomadycznym mechanizmom Mitu. Uświadamiając sobie złożoność, niejednoznaczność i niepewność tęsknot, postanawia zatrzymać się i przyjąć ląd, który już ma.

Kończąc przegląd, nie sposób na jednej z półek nie zauważyć jeszcze dwóch męskich pozycji z tego nurtu. Mianowicie: Morfiny Szczepana Twardocha, o której jedna z recenzji mówi jako o: “szalonej, transowej, powieści psychologicznej, historycznej, sensacyjnej i skandalicznej z czasów okupowanej Warszawy”. Że to niemożliwe, powiecie, by w jednej współczesnej powieści psychologicznej – w dodatku autorstwa 33-latka, było aż tyle?! Tym razem to nie direct marketing, a pokaz rzadkich w młodej polskiej epice umiejętności literackich. Ani Prus ani Żeromski nie powstydziliby się takiego pióra. Podobnie jak sąsiedztwa z najnowszą książką Ignacego Karpowicza, rewelacyjnie rozwijającego się, pisarza z darem do przekonującego cechowania swych postaci a la Balzac. Jego najnowsze Ości to jak próba sformułowania nowego, paradygmatu etyki obyczajowej.

Zmieniając półkę z rodzimej na zagraniczną, wspomnę jeszcze trzy nazwiska, nieocenione dla nurtu współczesnej, światowej powieści psychologicznej. Pierwsze: Jeanette Winterson to niedościgniony wzór narracji ekspresji i kobiecej wrażliwości. Jedna z jej starszych książek “Brzemię zawiera między innymi taki fragment: “To dlatego piszę – żeby móc wciąż opowiadać tę historię. Wracam do problemów, których nie mogę rozwiązać nie dlatego, że jestem idiotką, ale dlatego, że prawdziwych problemów nie da się rozwiązać. Świat się rozrasta..(..)”. Najnowsza książką -“Po co ci szczęście, jeśli możesz być normalna?" to majstersztyk gatunku i zarazem kolejny autobiograficzny, psychologiczny (psychiatryczny?) portret macochy pisarki. Inicjacyjna podróż do przeszłości i związanych z nią trudnych emocji, w poszukiwaniu biologicznej matki. Tu także mamy do czynienia z pewnym bogactwem, które można by nazwać dziedzictwem systemu rodzinnego, bagażem urodzenia, czy - jak powiedziałby Tkaczyszyn-Dycki: takim swoistym “imieniem i znamieniem”.

Drugi, ceniony przeze mnie, mogący uchodzić za wzór w tej dziedzinie, autor to Eric Emmanuel Schmitt. Nie do przecenienia dla współczesnego nurtu są jego: “Oskar i pani Róża (tu adresatem monologów wewnętrznych bohatera, chorego na nowotwór chłopca, jest instancja psychoterapeutyczna, zwana panią Różą - niezmiennie wzruszające!), “Tektonika uczuć”, “Historie miłosne i najnowsza Kobieta w lustrze”, będąca, linearnie i naprzemiennie (dla większego skontrapunktowania) rozwijanymi, historiami trzech kobiet: żyjacych w różnych czasach, parających się różnymi zajęciami, różnych od siebie, a połączonych obsesją zmiany dotychczasowego życia.

Trzecie nazwisko na tym panteonie zarezerwowałam dla Michela Houellebecqa, a zwłaszcza dla jego ostatniej "Mapy i terytorium", o której tak pisali krytycy: “U Houellebecqa geografia staje się geografią duszy, a psychologia - psychologią naszej pamięci zbiorowej.”. Czyż to nie najlepsza definicja powieści psychologicznej? U nas to zadanie ośmielił sie podjąć chyba tylko Jerzy Pilch (zwłaszcza w “Pod Mocnym Aniołem), którego nazwiska nie zawaham się użyć w kontekście autora “Cząstek elementarnych”, bo wydaje mi się, że z polskich pisarzy współczesnych (no, może poza Ignacym Karpowiczem) tylko Pilch zasługuje na takie powinowactwo. “Wiele demonów” to męska twarda opowieść o przemijaniu, odchodzeniu, traceniu świata. Jest w niej więc i chichot i melancholia. I cała galeria niebanalnych postaci i rewelacyjnie nakreślonych portretów psychologicznych.

Big Book Festival - Warszawa 2013

Wróćmy do moich tez, pytań i dylematów ilościowo-jakościowych. W Polsce (zwłaszcza od końca lat 90.) wychodzi coraz więcej (wyraźny wzrost widać zwłaszcza ostatnio) powieści psychologicznej i psychologicznej literatury? Literatury psychologicznej z pewnością, zważywszy ilość wydawanych tytułów, poświęconych depresji, uważności, medytacji, Mindfulness, Ustawień Hellingerowskich, poradników szczęśliwego życia i instrukcji: jak osiągnąć sukces. Co do powieści psychologicznej mam wątpliwości, bo mój powyższy przegląd wykazał raczej, że to, co określa się tym mianem, jest zaledwie autoterapeutycznym, nerwowym i zastępczym (“zamiast” narkomanii, alkoholizmu czy grania w gry komputerowe można przecież pisać książki!) aktem psychizacyjnej, paplaniny - bardziej na poziomie plotki sąsiedzkiej i historyjki medialno-rodzinnej bez literackiego dna, niż wprawki polonistycznej. O literaturze pięknej nawet nie wspominając. Książki debiutantów, opisywane i katalogowane jako literatura i powieść psychologiczna to zaledwie cień literatury i psychologii, na szczęście. Ale czy z tego wynika, że zwykłe czytadła, tzw. proza wakacyjna, łatwa, lekka i przyjemna ma być gatunkiem zakazanym, gorszym i gorszącym? Wszak żadne destrukcyjne, toksyczne i mało ambitne towarzystwo tej mądrej, zrównoważonej damie, jaką jest Literatura Piękna, zaszkodzić nie powinno. Bo powieść psychologiczna – czy tego - panowie i panie, chcecie czy nie: babą stoi.... Feministki z pewnością są zadowolone z tego wysypu gadulstwa, gadanie – jak wiemy ma funkcję leczniczą. Kobiety chcą mówić, pisać, mieć rację i odnosić sukcesy. Słuchają, słyszą i chcą być wysłuchane. Chcą także się dowartościowywać poprzez akty pisania, publikowania i opowiadania historii. I wystarcza im, jak mówi jedna z emerytowanych lekarek, autorek WFW, że spełniają przy tym marzenia – nieważne, czyje: cudze, czy własne....

Czy więc patrząc na współczesną książkę psychologiczną, zwaną zamiennie i często mylnie, powieścią, odnotowujemy rozwój czy regres gatunku? Spójrzmy na to pod kątem pisarstwa feministycznego, które zdaje się w pełni zaanektowało psychologiczną optykę. Feminizm współczesny sprzedał się i rozmienia na drobne – grzmią krytycy. Dziś feministka, by być kobietą spełnioną zawodowo, musi wejść na salony, stać się celebrytką. Jej XIX-wieczny gest emancypacyjny nie tylko dał jej głos i wykreował podmiotowość, ale także wydziedziczył z kultury, odzierając do nagich bezdusznych kości. To dzięki temu – odważnemu, potrzebnemu politycznie i społecznie, a ryzykownemu emocjonalnie, ekshibicjonizmowi kobiecemu, wyemancypował się także – ongiś męskoosobowy, a dziś nienormatywny, podmiot literacki. Kobiety, tkwiące przez wieki w gorsetach i ukryciu, szybko nadrobiły braki, zniwelowawszy różnice w stosunku do mężczyzn i popędziły dalej. W rezultacie, kobieca literatura utknęła w martwym punkcie, przytkała się “bogactwem” i zaczyna pożerać własny ogon. Już nie ma co postawić na swych barykadach, ani zawiesić na proporcach. W dobie ateizacji i laicyzacji rzeczywistości z jednej strony, masowych odejść od religijności z drugiej, odwrotów od duchowości magicznej, rytualnej, użytkowej z trzeciej, oraz ucieczki od normatywnego, patriarchalnego porządku z czwartej strony, pisanie kobiece łudzi się, że zdoła wypełnić lukę po niemożliwej relacji z Bogiem-Mężczyzną? Czy jednak o to z perspektywy chodziło, by rozbijając poprzednie ołtarze, zbudować w literaturze i z języka, nowy, bardziej głuchy konfesjonał? I czy dobrze nam z tą świadomością, że poza nami - kobietami: naszymi emocjami, myślami, ciałami nie ma w nim nikogo?

Big Book Festival - Warszawa 2013

Jeszcze w pamięci noszę fragment z debiutanckiego Miasto-Ja-Miasto”: (..) Chciałabym niektóre dni rozpoczynać gadaniną. Poważani filozofowie i teoretycy społeczeństwa nazywają to dyskursem, społecznością dyskursywną, a przecież w praktyce chodzi o sąsiadkę spotkaną na schodach, ekspedientkę w osiedlowym sklepie, popędzane do mleka dziecko, pasażera zajmującego w tramwaju miejsce naprzeciwko. (…) W każdym razie nie uchodzi być taką paplającą. Trzeba oderwać siebie od siebie, wyjąć notes i pozwolić tekstom zająć miejsce iluzji. Sentymenty na bok, idzie tekst”, w który wpisują się kolejne “pisarskie gadaniny” krótko ostrzyżonych kobiet z fryzjerskiego salonu z Na krótko", gdy “notes” Iwasiów - stając się Notatnikiem żałoby”, staje się zapisem raczej milczącej praktyki, mianowicie śmierci. Iwasiów najpełniej odpowiada na moje pytania o sens prozy psychologicznej dzisiaj. Zdaje się, że poza ekspresją emocji, notatką z pamięci oraz podwójnym zabiegiem: odsłaniania i zasłania życia wewnętrznego pisarza, kobieca literatura psychologiczna staje się ofiarowanym samej sobie, czasem. I kontemplacją życia. "(…)Nic nie wymaga tak szczelnych zasłon jak życie wewnętrzne (..)" - mówi w jednym miejscu "Bambino" bohaterka Iwasiów. Jeśli mężczyzna, nomadyczny bohater współczesności za pośrednictwem Literatury i Sztuki, szuka Mitu, kobieca bohaterka ( o której na swoim blogu Iwasiów, pisze, że nie może być nomadką szuka – przeszukując żebro po żebrze, Całości, a w niej Adama - kimkolwiek i czymkolwiek by on nie był...

Joanna Giza

Bibliografia:

Słownik Encyklopedyczny - Język polski, Wydawnictwa Europa, Warszawa 1999,
Izabela Jung, Chuliganka, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2013,
Piotr Paziński, Ptasie ulice, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2013,
Joanna Bator, Kobiety, Wydawnictwo Twojego Stylu, Warszawa 2002,
Anna Janko, Pasja według św.Hanki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012,
Szczepan Twardoch, Morfina, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012,
Ignacy Karpowicz, Ości, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013,
Jeanette Winterson, Brzemię, Wydawnictwo Znak, Kraków 2006,
Jeanette Winterson, Po co Ci szczęście, jeśli możesz być normalna, Wydawnictwo Rebis, 2013,
Michel Houellebecq, Mapa i terytorium, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2012,
Inga Iwasiów, Miasto-Ja-Miasto, Wydawnictwo Kurier Press, Szczecin 1998,
Inga Iwasiów, Na krótko, Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2012,
Umarł mi. Notatnik żałoby, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec (listopad) 2013,
Inga Iwasiów, Bambino, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2008,
www.ingaiwasiow.pl,
Marta Syrwid „Bogactwo”, Wydawnictwo Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2013.

Leave a Reply