– Funkcjonariusze starszej daty i dowódcy mają naszą pracę za niepotrzebną fanaberię – mówi w szczerej rozmowie o kulisach trudnego i niedocenianego zawodu Magdalena, młoda policyjna ekspertka ds. psychologii.
Marzyłaś o takiej pracy?
Podczas studiów myślałam o tym jako jakiejś tam opcji na przyszłość, ale na pewno nie spełnieniu marzeń. Wtedy przygotowywałam się raczej pod kątem psychologii biznesu. Na ostatnim semestrze studiów pojawiła się jednak propozycja od znajomego, by zaryzykować z policją i od razu mieć pewną posadę. W dzisiejszych czasach to propozycja nie do odrzucenia.
Ile lat minęło od tej decyzji?
Prawie cztery i od razu zaznaczę, że nie mowy o żadnym żalu. Co najwyżej pewnym zaskoczeniu realiami.
Zbyt trudnymi?
Zbyt odbiegającymi od oficjalnej wersji...
Jaka jest praktyka, a jaka teoria?
W teorii powinniśmy być podzieleni na grupy, z których jedni zajmują się obszarem zwanym policyjną psychologią stosowaną, drudzy psychologią pracy w jednostkach, a trzecia grupa powinna świadczyć opiekę psychologiczną dla funkcjonariuszy, ich rodzin i uczestników różnych zdarzeń. Ze względu na zainteresowania naukowe i doświadczenie teoretycznie zajmuję się tymi pierwszymi kwestiami. W praktyce jestem jednak zwykłym "odgromnikiem" jak wszyscy psycholodzy.
Co kryje się pod tym określeniem "odgromnik"?
Chyba najlepiej oddaje to, co myślą o nas przeciętni funkcjonariusze. Bo dowódcy chyba myślą jeszcze gorzej (śmiech). Psycholog musi być przygotowany na duże obciążenia psychiczne i znać metody, by sobie z nimi radzić. Cały problem w naszej pracy polega jednak na tym, że nie do końca wciąż ją w komendach rozumieją.
Mają psychologię za fanaberię?
Trochę tak. Szczególnie funkcjonariusze starszej daty i dowódcy. Najpoważniejszy problem polega jednak na tym, że zbyt często miesza się zadania. Od pracy przy profilowaniu w danej sprawie nagle bywam odrywana, by zająć się rodziną ofiar jakiegoś wypadku lub zgwałconą dziewczyną. A w takim bałaganie się tego nie robi. Wiadomo, że w sytuacjach kryzysowych rzuca się wszystkich, ale te kryzysy bywają non-stop. Nie pomaga też, że po godzinach pomocy szukają u mnie funkcjonariusze, którzy nie ufają tym "z kadr".
Dlaczego?
Szukają "terapii po znajomości", bo mają realne problemy i potrzeby. Osób delegowanych stricte do takich zadań obawiają się jednak, dlatego, że tamci mogą wpędzić ich w problemy zawodowe. Zbyt wiele legend krąży na temat tego, że "ktoś kogoś podp***dolił".
Z jakimi problemami wtedy najczęściej przychodzą?
Jeżeli już szukają takiej pomocy z własnej woli, to są tylko i wyłącznie dwa powody. Ogromna większość ma problemy rodzinne. Po godzinach chłopacy często przychodzą tuż po awanturach ze swoim żonami i nie raz opowiadają o rękoczynach. Dziewczyny szukają wsparcia, gdy partnerzy znajdują sobie kogoś mniej obciążonego w domu pracą. Drugi typowy problem to problemy ze stresem, bezsenność związana z koszmarami.
Natłok pracy bierze się z braku odpowiednich kadr?
Oczywiście, choć dotyczy to tylko pewnych miejsc. Problemy są w Warszawie, u nas na północy, czy na południowym wschodzie. Na takim Śląsku tymczasem jest kilka razy więcej etatów psychologów, bo zatrudniają nowych chyba po każdej większej katastrofie. Nic więc dziwnego, że na takiej podstawie jakiś czas temu Dariusz Loranty gwiazdorzył w jednym z wywiadów przekonując, iż w Polsce jest za dużo psychologów w jednostkach i powinien być raczej na porządku dziennym outsourcing w tym zakresie.
Jednak to on pierwszy głośno powiedział też, że wśród dowódców "panuje przekonanie, że psychologowie są w stanie wszystko wyleczyć i załatwić". Cudotwórcami przecież nie jesteście?
I tu się mylisz, bo przy sprawach kryminalnych dobrze opracowana warstwa psychologiczna potrafi być podanym na tacy cudem dla prowadzących postępowanie funkcjonariuszy. Choć to udaje się tylko przy współpracy z tymi, którzy są na nią otwarci. Kluczem do sprawnego zastosowania psychologii w śledztwie jest to, by policjanci potrafili korzystać z podanych im danych i odpowiednie dane przekazywali psychologowi.
Poza trudnymi policyjnymi realiami, co jest najtrudniejsze w tej pracy?
Przy profilowaniu to z pewnością odpowiedzialność. Bo śledztwo zniszczyć może zarówno dobry profil zbagatelizowany przez prowadzącego śledztwo, jak i ukierunkowanie działań pod kątem wskazówek z profilu całkowicie nietrafionego.
Popularne ostatnimi czasy są seriale o profilerach, którzy są wolnymi strzelcami, samotnymi detektywami. W rzeczywistości praca psychologa policyjnego to chyba jednak praca w zespole...
Samemu niewiele się zdziała. I to dotyczy nie tylko kwestii kryminologicznych. Podobnie zespołowo trzeba pracować przy pomocy ofiarom, czy działaniach zmniejszających stres u funkcjonariuszy i ich bliskich. Z rzeczy, które można załatwić indywidualnie pozostaje w zasadzie ewentualne informowanie rodzin o tym, że odnaleziono zwłoki ich bliskich i tego typu "proste" zadania.