Bardziej lęk niż ekonomia

Młodzi Polacy nie chcą iść na swoje

Bardziej lęk niż ekonomia

PowiększDorota Pieńkos

Joanna Cieśla: Socjologowie najczęściej tłumaczą niechęć młodych do wyprowadzki od rodziców ekonomią – brakiem dochodów albo niskimi zarobkami uniemożliwiającymi wzięcie kredytu na własne mieszkanie. Czy to cała prawda?

Dorota Pieńkos: Myślę, że rzeczywiste powody tkwią głębiej. Z jednej strony wyprowadzka od rodziców to wyzwanie niosące ryzyko frustracji, porażki, na które 20-30-latkowie są dziś bardzo słabo przygotowani. Z drugiej strony młodzi nie mają praktycznych umiejętności współżycia z innymi ludźmi,  budowania trwałych, głębokich relacji, bo cały system edukacji ukierunkowuje ich na działanie w pojedynkę, rywalizację - nie współpracę. Nie mają bazy pozwalającej odnaleźć się pod jednym dachem z kimś obcym, czy nawet z partnerem, który zwykle jest mniej akceptujący i bardziej wymagający niż rodzic. 

A skąd lęk przed wyzwaniami, nieumiejętność radzenia sobie z porażką?

Może mieć różne przyczyny. Często rodzice przez wiele lat desperacko próbują chronić przed takimi sytuacjami swoje dzieci. Jeśli ktoś przeżył okres powszechnego niedostatku i braku perspektyw w latach 80., a potem zaczęło mu się lepiej powodzić, może chcieć zrekompensować sobie i swoim najbliższym tamten ciężki czas, usuwając spod nóg najdrobniejsze przeszkody. Staje się nadopiekuńczy, wiąże ze sobą dziecko zbyt silną więzią.

Można by sądzić, że z takich rodzin w sposób naturalny młodzi najbardziej  chcą się wydostać.

Nie zawsze. A niekiedy relacje są jeszcze bardziej skomplikowane. Na przykład, między rodzicami jest konflikt i syn lub córka z roli dziecka przechodzi w rolę osoby wspierającej matkę lub ojca. Albo w rolę zastępczego partnera któregoś z rodziców. Z takiego układu szczególnie trudno się wyplątać. Chciałabym dodać, że bieda, konieczność ograniczania wydatków też, oczywiście, może sprawiać, że ludzie wolą mieszkać z rodzicami - utrzymanie jednego gospodarstwa domowego kosztuje w końcu mniej niż utrzymanie dwóch. Jeśli jednak ktoś ma jakiekolwiek dochody i bardzo chce pójść na swoje, to nawet, gdy nie stać go na kupno mieszkania, może je wynająć z dwójką czy trójką znajomych.

Mieszkanie dorosłych osób z rodzicami chyba z definicji musi prowadzić do zamieszania w podziale ról, władzy w grupie, którą jest rodzina. Jakoś dziwnie brzmi polecenie „wyrzuć śmieci” w ustach matki do 27-latki – zwłaszcza, jeśli ona akurat więcej od niej zarabia.

Oczywiście - rodzina i jej członkowie nie mogą się rozwijać, gdy system nie przechodzi na kolejny etap. To działa trochę jak mechanizm sprzężenia zwrotnego. Gdy w końcu zapada decyzja, że dziecko się wyprowadza, nagle pojawiają się napady lęku – zazwyczaj u dzieci, lub depresja – częściej u któregoś z rodziców. W gabinetach terapeutów spotyka się takich pacjentów – przychodzi  z objawami lękowymi, a okazuje się, że trzeba pracować nad gotowością do separacji od rodziców.

Czy psychologia wskazuje moment, w którym młody człowiek powinien wyprowadzić się od rodziców?

To bardzo subiektywne. Najczęściej jako osiągnięcie dorosłości traktuje się moment, w którym człowiek sam jest w stanie się utrzymać. Tak też myślimy w terapii – osoby pełnoletnie, za których terapię płacą rodzice, uważamy za pełnoletnie, ale nie dorosłe.

Jak to możliwe, że przez wiele setek lat normą było wspólne mieszkanie dziadka, rodziców, dzieci, a czasem nawet także ich dzieci? Czy taki układ w ogóle może dobrze funkcjonować?

Może, jeśli tylko udaje się nie dopuścić do pomieszania ról. Jeśli wiadomo, kto jest żoną - partnerką, kto matką, kto ojcem, kto dzieckiem. Ale pilnowanie tego to też poważne wyzwanie. Może współczesne społeczeństwa są po prostu bardziej tego świadome.

Zamknij



Leave a Reply