Z góry przepraszam, że ośmielam się w czasie Euro pisać o polityce i naruszać „święto futbolu”, które kazano nam obchodzić. To zajmie tylko chwilę. Otóż okazuje się, że grupa agresywnych Rosjan dotkliwie pobiła pracowników porządkowych na wrocławskim stadionie. Włączyłem telewizornię, a tam gadające głowy wciąż tylko rozprawiają o polskim sukcesie organizacyjnym, o pozytywnym wizerunku naszego kraju za granicą itp. Rozmowy z różnej maści ekspertami przerywane są zdjęciami umorusanych farbkami kibiców. Widać, że odradza się znane w Polsce hasło „optymizm”, otrzymuje właśnie drugie życie. Psychologia społeczna dowodzi, że w polskim społeczeństwie z reguły sprawiającym wrażenie przygnębionego uda się, ku jego pomyślności, osiągnąć tzw. efekt spill-over – wylania się fali „entuzjazmu” ze stadionów i utytłania w nim całego społeczeństwa.
Takich scenek rodzajowych rząd oczekiwał od dawna i póki co media relacjonują przebieg wydarzeń w tym duchu. Premier w trakcie dość długiej pomeczowej rozmowy z red. Piotrem Kraśko wyemitowanej na żywo w głównym wydaniu „Wiadomości” (mówi to Państwu coś?) na trawce Stadionu Narodowego uspokajał nas, że wśród 80 tys. osób przebywających w warszawskiej strefie kibica nie doszło do żadnego poważniejszego incydentu (do ilu incydentów niepoważnych doszło oraz jak premier był łaskaw odróżnić jedne od drugich? – tego nie zdradził), co w kontekście całej wypowiedzi urastało do rangi symbolu obejmującego cały kraj. A więc jest dobrze. W zasadzie jedynym powodem do społecznego naburmuszenia może być tylko średnio satysfakcjonujący wynik meczu Polska-Grecja.
Nie tak dawno premier realizował program „zero tolerancji” na stadionach. Gdyby był konsekwentny nie miałbym wątpliwości, że incydent we Wrocławiu nie umknie jego uwadze. Przekonywał nas wówczas, że nie można dopuścić do sytuacji, w której jakakolwiek tolerancja wobec stadionowych bandytów sprawi, że w demokracji będzie rządził kibol. Groził zamykaniem stadionów na długie miesiące. O relacjach między zbliżającym się Euro a kibolami mówił: „Nie po to budujemy nowoczesne stadiony, aby panowały na nich średniowieczne obyczaje”.
Wtedy nieżyczliwi powiadali, że premier urządza kolejną pokazówkę. Obecnie grupa nieżyczliwych premierowi osób twierdzi, że tym razem ze względów pokazowych chuligaństwo będzie zbagatelizowane, bo na czasie jest kształtowanie wizerunku męża stanu jako organizatora przebiegającego „bez zakłóceń” europejskiego wydarzenia sportowego. Pożądane jest więc aby „brutalność i agresja” stadionowych chuliganów stała się na czas mistrzostw po prostu „drobnym incydentem”.
Prezesowi Kaczyńskiemu radzę z kolei milczeć w tej sprawie, ponieważ każda jego wypowiedź tematycznie wykraczająca poza zapewnienia o trzymaniu kciuków za polskich piłkarzy oraz typowanie wyników kolejnych gier nie będzie mile widziana. Nie jest wykluczone, że szybko na „czerwonym pasku” pojawiłyby się alarmujące słowa: „Prezes złamał obietnicę zawieszenia sporów politycznych w czasie Euro i atakuje rząd”. Na nic zdadzą się wówczas przypomnienia, że chuligaństwo, jak nauczał sam premier oraz sympatyzujący z nim aktyw publicystów, nie ma barw politycznych.
Mimo wszystko to chyba jedyny sposób nadania tej sprawie właściwych proporcji, na poinformowanie ogółu o zistniałym „incydencie”. W czasach kiedy media, niezależnie od tego czy publiczne czy komercyjne, parają się świadczeniem usług z zakresu marketingu politycznego może być to niezwykle trudne.