"Tele Tydzień: Gra pani teraz Hannę Janicką, właścicielkę Kliniki Piękna. Można powiedzieć, że w porównaniu z "Majką", gdzie ostatnio panią oglądaliśmy, sytuacja materialna się pani poprawiła.
Anna Tomaszewska: - W dodatku sporo mnie odmłodzili, o całe pokolenie, bo ostatnio grałam babcię. Teraz jestem młoda i zamożna. Byłam babcią, jestem mamą, a to dla każdej kobiety miła odmiana (śmiech).
Prywatnie jest pani mamą dwóch dorosłych córek, Zuzanny i Katarzyny, a w serialu ma pani synów. Jak się pani w tym odnajduje?
- Mężczyźni to trochę inna materia. Wychowuje się ich jak dzieci - obserwuje, jak się zachowują i, w zależności od charakteru, dostosowuje odpowiednią metodę. Wychowanie dwóch córek bardzo mi ułatwiło sprawę. Z dziewczynami też bywa czasem trudno... Jednak dziewczęta bardziej lgną do mamy, kiedy są już duże.
A synowie? Czy któryś jest oczkiem w głowie mamy?
- Oczkiem w głowie jest młodszy syn Maciek. Starszy, Janek, jest bardziej zamknięty, a przez to mniej dopieszczony. Maciek jest żywiołem - kręci, wymyśla. Ma emocje na wierzchu i łatwo się go czyta. Nad Jankiem trzeba się pochylić i zobaczyć, co mu dolega.
Czy w życiu jest pani dobrym psychologiem?
- Z wiekiem coraz lepszym (śmiech). Prywatnie bardzo mnie interesuje psychologia i psychoterapia. Zazwyczaj szybko rozszyfrowuję ludzi. Na swoje dzieci też patrzę pod tym kątem.
W relacjach z córkami jest pani typem wymagającej matki czy przyjaciółki?
- Ostatnio jestem bardziej ich przyjaciółką. Ale kiedy moja młodsza córka Kasia przeżywała przed maturą trudny okres, byłam przede wszystkim jej matką.
Obie córki wyfrunęły w świat. Ma pani więcej czasu dla siebie?
- Kiedy się pracuje w teatrze i serialu, czasu wolnego nie ma znowu aż tak wiele. Ale, gdy go już mam, z chęcią odwiedzam córki. Możemy wyjść do teatru, zrobić zakupy albo zwyczajnie porozmawiać.
Z Anną Tomaszewską rozmawiała Ewa Jaśkiewicz.