Kto z was jest szczęśliwy?

Psychologiczne analizy szczęścia nie zawierają wyjaśnienia, czym ono powinno być w swej istocie. Przyjmuje się więc różne i potoczne rozumienie pojęcia, uważając to za dobro metodologiczne, że nikt nie określa, nie narzuca istoty szczęścia, rozprawiając szeroko, jak do niego można dojść.

 

Doktor Paul Hewitt z British Columbia University i prof. Gordon Flett z Uniwersytetu York w Toronto prowadzili nawet badania, by wykazać, że ludzie dążący do doskonałości nie mogą być szczęśliwi. Uważają, że przymus doskonałości łączy się z większą depresyjnością, z odczuwaniem napięcia i zaburzeniami jedzenia.

Można wnioskować, że szczęście dla nich to brak depresji, napięć i dobry apetyt. Profesor Barry Schwartz ze Swarthmore College we wnioskach swych wieloletnich badań wyselekcjonował dwie kategorie ludzi: maksymalistów — pragną być idealni, dążą do doskonałości; i usatysfakcjonowanych — którzy cieszą się, nie wiadomo z jakiego powodu, dużym stopniem poczucia satysfakcji i szczęścia.


Psychologiczne określenie szczęścia stało się bardzo proste: jest nim "dobrostan psychiczny", który można naukowo mierzyć za pomocą "Skali Satysfakcji z Życia" (ang. Satisfaction with Life Scale). Jedynym kryterium szczęścia jest postrzeganie siebie jako kogoś, kto jest szczęśliwy i posiada satysfakcjonujące życie.

 

Analizy życia szczęśliwego, przeprowadzone przez psychologów i ekonomistów, pozwoliły sformułować sposoby bycia bardziej szczęśliwym, które opublikował "The Wall Street Journal":

  1. Miej czas dla przyjaciół.
  2. Zapomnij o pogoni za podwyżką.
  3. Nie porównuj się z bogatszymi od siebie.
  4. Nie marnuj czasu na dojazd do pracy.
  5. Dziękuj za pozytywy w swoim życiu.
  6. Pozwól sobie na przyjemności podniebienia.
  7. Pielęgnuj kondycję fizyczną.
  8. Zostań wolontariuszem.
  9. Bądź cierpliwy — stajemy się szczęśliwsi wraz z upływem czasu.


Amerykański psycholog Paul Vitz praktykę psychologiczno-społeczną, będącą kultem samego siebie, nazwał selfizmem — od ang. "self" — jaźń, własna osoba — która ma według niego wszystkie znamiona "psychologicznej religii". Dziedzictwo judeo-chrześcijańskiego przykazania miłości ("Kochaj Boga i bliźniego") otrzymało quasi-gnostycką postać formuły: "Poznaj i wyraź siebie". Człowiek ma odnaleźć Boga w sobie, czyli jest panem samego siebie, a jego potrzeby i pragnienia są najważniejszym kryterium dobra. Postawy takie są propagowane w różnych programach psychoedukacyjnych, jak np. w Neurolingwistycznym Programowaniu.


Najbardziej znanym i cenionym psychologiem osobowości w Stanach Zjednoczonych, który reprezentuje kierunek SELF, zwany też teorią cech, jest Gordon Allport (1897—1967). Dokonał on cennych uporządkowań terminów psychologicznych, jak: osobowość, EGO, SELF, postawa, osobowość dojrzała. "Jaźń" — "self" rozumiał jako podmiot poznający. Za kryteria dojrzałej osobowości uznał: poszerzenie własnej osobowości (odczucia własnej jaźni), serdeczny kontakt z innymi ludźmi, dojrzałość emocjonalną, realistyczny stosunek do życia oraz uzdolnienia, obiektywizację samego siebie (wgląd i poczucie humoru), jednoczącą filozofię życia.


Z czasem najważniejszym dogmatem selfizmu stało się dobre samopoczucie, powiązane z dużą dawką "zdrowego egoizmu". Otrzymał on "namaszczenie" psychologów. Podczas treningów selfistycznych należy przyjąć przekaz: "Kocham siebie. Nie jestem zarozumiały. Jestem po prostu dobrym przyjacielem samego siebie, lubię robić wszytko to, co sprawia, że czuję się dobrze". Przeszkodą w tej samoakceptacji jest tradycyjna moralność Zachodu, a więc należy odrzucić m.in. monogamiczne związki z wyspecjalizowanymi rolami mężczyzn i kobiet. Małżeństwo "otwarte", z możliwością uprawiania seksu grupowego (w wersji hetero, jak i homo), "terapeutyczne" rozstawanie się i wymiana partnerów, "wolna miłość", w tym także kazirodztwo — są dobrą propozycją dla "rozwoju samego siebie". Idolem w selfizmie jest "ja", a tym samym nie ma miejsca na cierpienie, krzyż i wyrzeczenia, na oddanie się bliźnim. Cierpienie jest absurdem, zwykle bywa zawinione przez samego człowieka i jest zawsze do uniknięcia przy zastosowaniu odpowiedniej wiedzy.


Bezpośrednim efektem "mody na psychologię" stało się zwielokrotnienie liczby pacjentów gabinetów psychoanalizy. W latach 1946—1956 liczba członków Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego wzrosła o 241 procent. Nastała też moda na obnoszenie się z kompleksami, wertowanie poradników dla rozwiązania własnych problemów, poszukiwanie uznanych i cenionych psychologów — "mistrzów" i "przewodników duchowych".

 

Efektem było coraz intensywniejsze i rozpaczliwsze nieustanne poszukiwanie "samych siebie", dostosowywanie się do psychologicznych portretów oraz coraz liczniejsze i głębsze nerwice, zagubienie.

 

Nowa "kultura" została oparta na wyobrażeniach Narcyza i Orfeusza. Twierdzono, że bunt przeciw kulturze "opartej na ciężkim trudzie, panowaniu i wyrzeczeniu" prowadzi do świata wyzwolonego, a "wolność ta wyzwoli moce Erosa", związane obecnie w represjonowanych i spetryfikowanych formach człowieka i przyrody. Moce te nie niosą zniszczenia, lecz pokój, nie grozę, lecz piękno.


Wiele lat później, amerykański myśliciel Dawid Bosworth, w eseju pt. Echo i Narcyz: przeraźliwa logika myśli postmodernistycznej za najlepszy obraz stanu literatury i sztuki przyjął mit o nimfie Echo (ukarana, straciła własny głos i mogła tylko powtarzać za kimś jego słowa) oraz mit o Narcyzie (zakochanym we własnym odbiciu). Kultura Echa i Narcyza przejawia się w wielu zjawiskach, jak np.: w teatrze — szerokie wykorzystanie monologu (monodram, spektakl jednego mężczyzny albo jednej kobiety); w sztukach plastycznych — różne formy ekshibicjonistycznego samoportretowania się; w literaturze — większa popularność autobiografii i pamiętników niż powieści fabularnej; w powieści — częstsza narracja pierwszoosobowa, nieufność wobec narratora wszechwiedzącego; w poezji — wiersze wyraźnie ekshibicjonistyczne; we wszystkich sztukach — występowanie zjawiska, które można nazwać "monadyzmem" (od "monad bez okien" — wg Leibnitza ludzi jako zamkniętych całości), widzenie tylko własnego socjoseksualnego obrazu; w filozofii — popularność skrajnego relatywizmu (na pograniczu solipsyzmu), a więc zaprzeczenie, że może istnieć prawda poza naszymi własnymi myślami.


Naukowa krytyka selfizmu sprowadza się do przypomnienia, że człowiek ma w sobie naturalne zło, a jego agresja często służy celom utrzymania życia społecznego, odstraszania napastników itp. Zasadnicze normy moralne są potrzebne do przetrwania, podobnie jak silne więzy miłości. Stąd rodzi się pytanie o zasadność i celowość "samorealizacji" oraz o sytuację, gdy następuje konflikt między dwoma "samorealizacjami" różnych ludzi.

 

Na obszarze rodziny selfizm prowadzi do wyobcowania z niej jednostki, a także wyeliminowania obowiązku, cierpliwości i poświęcenia, które są fundamentem rodziny. Wspomnienia z dzieciństwa okazują się fikcją, a rodzice są postrzegani jako źródło kłopotów (kompleks Edypa, toksyczna matka). Brak myślenia o pozytywnym wpływie rodziców, a kształtowanie postawy ofiary, pasywności, użalania się nad sobą. Może to prowadzić do psychicznego maltretowania rodziców. W edukacji następuje konflikt z tradycyjną moralnością religijną. Głoszony relatywizm wartości oraz zachęta aktywnego szukania i samookreślania siebie prowadzi do podważenia sensu edukacji i procesu wychowania.


W myśleniu społecznym selfizm kształtuje społeczeństwo konsumpcyjne, które jest nieodporne na biedę i potrzebę wyrzeczeń, szukające winowajców wokół siebie i oczekujące na zaspokojenie jego potrzeb.


Wobec chrześcijaństwa selfizm jest wrogą ideą, atakującą prawdę o naturze człowieka (grzech pierworodny), dokonującą sprowadzenia zbawienia do samozadowolenia (autosoteriologia), dokonującą destrukcji wszelkiej pracy duchowej i formacyjnej.

 

Więcej w książce:  SZCZĘŚCIE BRUTTO - ks. Andrzej Zwoliński

 

 

 

Open all references in tabs: [1 - 4]

Leave a Reply