W eksperymencie Petera Hermana i Janet Polivy wzięły udział dwie grupy ludzi – by być dokładnym trzeba podkreślić, że tak jak w niemal wszystkich doświadczeniach psychologicznych byli to studenci chcący zdobyć kilka łatwych punktów potrzebnych do zaliczenia roku – którym powiedziano, że będą oceniać smak lodów. Jednak – znów tak jak w zdecydowanej większości tego rodzaju przedsięwzięć – była to jedynie tzw. instrukcja maskująca, a w rzeczywistości chodziło o coś zupełnie innego. Chciano sprawdzić, jak różni ludzie zareagują na to, że zjedli dużo, a właściwie za dużo.
Dzięki ankietom wypełnionym przez uczestników, udało się ustalić, którzy z nich się odchudzają, a którzy nie są specjalnie zainteresowani swoją dietą. Później osoby należące do obu tych kategorii podzielono na trzy podgrupy. Członkowie dwóch z nich zostali poproszeni o zjedzenie jednego lub dwóch koktajli mlecznych. Natomiast przypisanym do trzeciej grupy od razu podano lody, które wszyscy mogli jeść bez ograniczeń.
Herman i Polivy chcieli sprawdzić jaka będzie zależność pomiędzy liczbą koktajli, a tym, jak wiele zjedzą poszczególni uczestnicy badania. Czy – tak jak podpowiada intuicja – więcej "shaków" będzie oznaczać mniej lodów, czy może stanie się coś zupełnie innego i więcej "shaków" spowoduje większe zainteresowanie "deserem"?
Okazało się, że tylko jedna z grup zachowała się zgodnie z intuicją. Osoby, które nie były na diecie jadły najwięcej lodów, gdy przed "testami smakowymi" nie podano im koktajli. A najmniej, gdy zjadły dwa. W naturalnym sposób dostosowywały ilość jedzenia do swoich potrzeb i poczucia głodu. Jednak u odchudzających się było dokładnie na odwrót. Więcej "shaków" oznaczało też więcej lodów. Uczestnicy eksperymentu zachowywali się w tym wypadku tak, jakby puściły im hamulce i nie musieli już dłużej kontrolować tego, ile jedzą.
Do diabła z odchudzaniem
Zadziałał u nich tzw. "what-the-hell effect" – jego nazwę na polski można przetłumaczyć jako "efekt do diabła z tym" – który zdaniem wielu dietetyków jest zmorą osób odchudzających się za pomocą ściśle wyznaczonej diety. Polega on na tym, że kiedy taka osoba przekracza cel wyznaczony na cały dzień, to uznaje go za stracony i zaczyna jeść bez ograniczeń. W ten sposób z jednej strony odbija sobie dotychczasowe odchudzanie, ale też przygotowuje się na kolejne dni wyrzeczeń. W praktyce przejawia się to np. tak, że kiedy odchudzający się sięgnie po ciastko lub czipsa, to jest spora szansa, iż zje całą paczkę. W końcu skoro jedna przekąska to i tak za dużo, to co za różnica o ile za dużo się zje? Z diety i tak już nic dobrego nie będzie...